Zapytaj wraz ze mną : Co się dzieje w tobie? Co w okół w nieustającym ruchu się staje?
Że wątpisz i szukasz wciąż nowych słów, aby opisać doznane...
Witam serdecznie Przyjaciół i Czytelników na mojej stronie!

Dar patrzenia

[xls child_of=482]

„Recogito”:

Dar patrzenia


Jasność ulic i lekkość zielonych ogrodów spływających z pięter – to powitalne wrażenie, jakie na długo i niepowtarzalnie łączy się z Paryżem. Kto wstąpił w to miasto, czuły na jego smaki i uroki, ten wciąż będzie tu powracał, przywołując w pamięci pierwsze spotkanie z pięknem. W ocalaniu od zapomnienia konieczne jest wkraczanie w sztukę, a więc zmaganie się z językiem, by najtrafniej jak tylko to możliwe wyrazić, co odbierają zmysły.

Paryż, o którym pisze Julia Hartwig w swoich dziennikach podróży, to miasto codzienności i święta równocześnie, raptownej odmiany, energii i niespodzianki, olśniewającego talentu i rezygnacji. Najwierniejsi pozostają mu ci, którzy odnaleźli w nim swoje miejsce, adres, a także radość z oglądania architektury i toczącego się na ulicach życia. Ale i ci, wyrzuceni na margines społeczny, których beztroska obecność na swój sposób zaświadcza o otwartości i nieprzeciętności tego miasta.

Dla Julii Hartwig we Francji wszystko jest ciekawe, zdecydowanie bardziej niż w Stanach, nie ma tematów ważniejszych i mniej istotnych. Wypatrywanie przejawów życia z okna przy rue Surcouf czy podglądanie uśpionej Sekwany ze studia na Cité des Arts, smakowanie potraw od dawna ulubionych i nowo zaznanych, spotkania z przyjaciółmi, poznawanie ludzi kultury, sztuki i polityki, w kontekście niepokojących wieści z socjalistycznego kraju – to wszystko tworzy spójną całość. Autorka przygląda się ludzkim losom, przyjaźniom, postawom i gustom, na każdym kroku dostrzegając oznaki przemian, symbole czasów minionych, rozkruszającą się materię.

„Zawsze powroty. Dzienniki podróży” obejmują zapisy sześciu lat – od 1986 r. – i odsłaniają dni przeżywane podczas poruszania się po Francji i Stanach Zjednoczonych Ameryki wraz z mężem Arturem Międzyrzeckim, jakby na zwiększonych obrotach. Szybkie tempo oglądania, słuchania i wyciągania wniosków jest w tych notatkach szczególnie istotne, skłania bowiem autorkę do natychmiastowej samooceny, momentalnej pointy, do aktywnego uczestniczenia w przemieniającym się świecie: „Kiedy jestem sama, kiedy oglądam coś pięknego i nowego – myślę i czuję bardziej twórczo.” (…) „Każdy wyjazd, każda podróż są odnowieniem. Jakby ten ruch i nowe widoki, nowe wzruszenia, potrząsały zbyt uspokojonym dnem mojej wrażliwości, łatwej do poruszenia jak dno z sypkiego piasku. Pierwsze dni po zmianie miejsca są zawsze najbardziej bogate i płodne. Odnowione oczy dostrzegają wszystko, chłoną każdy kształt i odmianę światła”.

Paryska biel dawnej architektury, zadbane parki i ogrody, oryginalni właściciele kawiarenek, kloszardzi koczujący na ławkach – cały ten pejzaż Julia Hartwig szkicuje wprawną ręką, ciepło, rzetelnie i z humorem. I nic w tym zaskakującego, przecież Francja to jej kulturowe zakorzenienie od lat. W człowieku tkwi potrzeba patrzenia i podziwiania – chciałoby się powiedzieć za autorką, parafrazując jej refleksję o potrzebie liryzmu w życiu człowieka (z rozmowy dla „Rzeczypospolitej” na Międzynarodowy Dzień Poezji). Dzielenie się zachwytem stanowi podłoże wiersza, zapisu. Bez zanotowania świeżego spojrzenia na obraz ulubionego malarza często nie powstałaby późniejsza głębsza myśl.

Najbardziej interesujące wydają się wszakże w tej książce podróżnej nie tyle spotkania ze znanymi osobistościami i wielość (wielkość) zaprezentowanych postaci pisarzy, dyplomatów, przyjaciół, lecz towarzyszące tym kontaktom refleksje o ludzkim losie – pełnym sprzeczności, powikłań, niespodziewanych zwrotów, widzianych często z oddalenia (wspomnienie o Annie Kamieńskiej, Janie Strzeleckim).

Julia Hartwig ukazuje się nam przede wszystkim jako autorka posiadająca dar wnikliwego patrzenia na ludzi, ulice, dzieła sztuki. Pojawiające się wciąż nowe widoki nacierają zewsząd, lecz słowa poddane dyscyplinie porządkują je, zamykając w ramę: „Wciąż ten sam zachwyt, to samo oczarowanie naszą panoramą z balkonu. Powracam wciąż do tego motywu jak Andy Warhol, który przez godzinę kazał widzom oglądać wieżowiec nowojorski, sfilmowany od poranka do nocy na tle nieba. W gruncie jeden temat, jeden motyw, do którego wracamy bezustannie, jest wyrazem naszej miłości do świata, naszej uwagi dla niego”.

Świetlistość domów i światło okien, surowa biel kartki przed zapisaniem pierwszego zdania, przezroczystość pamięci tkanej żmudnie z rozproszonych chwil, cierpliwość w zmaganiu z niemożliwością zapisania wszystkiego co się zdarza, co ważne. Konieczność selekcji, skrótu – takie także (oprócz zapisów faktów, życiorysów, poglądów) są dzienniki podróży „Zawsze powroty”, takie – uważne, czujne, czujące i ocalające – jest spojrzenie na świat Julii Hartwig.

Pejzaż miasta zmienia się. Dziś inaczej wygląda zaciszna i spokojna niegdyś uliczka rue Surcouf, przy której mieści się Dom Pallotynów i Centrum Dialogu. W witrynie wydawniczej pożółkłe od słońca okładki książek i czasopism. Mniej bywających tu pisarzy i artystów. Po niedawnym huraganie i opadach deszczu zapadła się jezdnia na skrzyżowaniu z rue L’Université, ewakuowano mieszkańców z pobliskiego domu, naprzeciwko dawnej galerii de la Seita. Teraz w miejscu tej galerii trwa budowa. Nie zdjęto jednak tablicy informującej o jej istnieniu i wciąż   spotyka się błądzących turystów próbujących  ją odnaleźć. Do Domu Pallotynów trafiają nowi goście – po raz pierwszy, drugi, choć dawni przyjaciele również nie zapominają o tym miejscu. Zdarza się i tak, że zapoznaje się tu kilka pokoleń, często w nieoczekiwanych okolicznościach.

„Zawsze powroty” można zatem nazwać drogowskazem do miejsc i ludzi, których w większości już nie ma, próbą wędrowania do pamięci o nich, ich postawach, czynach i dziełach. To ważna książka i warto uważnie ją czytać, by współodczuwających rozważań autorki o skomplikowanych losach czy trudnych wyborach (Zbigniew Herbert, Jarosław Iwaszkiewicz) nie brać za opinię czy osąd. Mimo początkowego sprzeciwu, czy tak wprost można zapisać własne i cudze życie, jej lektura stała się dla mnie cennym przewodnikiem po znanych miejscach Paryża i pobudziła do świeżego spojrzenia na ludzi, którzy – jak malarz ks. Witold Urbanowicz czy ostatni z redaktorów polonijnej paryskiej „Naszej Rodziny” ks. Marek Wittbrot albo tak serdecznie wspominana przez autorkę jako dobry duch wydawnictw pallotynów Danuta Szumska – żyją i tworzą wciąż pod tym samym adresem, wzbogaceni o doświadczenia, które przyniósł czas.

Dar patrzenia jest szczególnym przywilejem tych, którzy – jak Julia Hartwig – nie stawiają siebie przed resztę świata.

Teresa Tomsia

________________________________________

Julia Hartwig: Zawsze powroty. Dzienniki podróży,

Wydawnictwo Sic!, Warszawa 2001.