Obudź się i mów
[xls child_of=482]
„Tygiel Kultury” 4-6/2007:
Obudź się i mów
Do Zbigniewa Dominiaka (25 IV 1947 – 5 II 2002)
Kiedy wspominamy, wiele się wyjaśnia, choć przecież nie wszystko można dopowiedzieć do końca. Pozostają znaki, które tylko Ty sam mógłbyś rozszyfrować, opowiedzieć co kryło się za żartem, uśmiechem, mruknięciem, puszczeniem myśli z dymem papierosa. Odszedłeś niespodziewanie, jakbyś zaraz miał wrócić i dokończyć rozmowę, zatelefonować, odpowiedzieć na list, gdy już pozałatwiasz najważniejsze sprawy redakcyjne, towarzyskie, domowe.
Przywracam w pamięci Twoją obecność i rozpoznaję po zapisanych śladach. Zauważasz jak kropla światła na liściu jeżyny przeważa nagle zieloną szalę, czas odmierza wychylenie ku przeszłości i ku przyszłości, znajdujesz równowagę. Nic więcej nie możesz w tej chwili zrobić oprócz trwania we wspólnym powietrzu, które pochłania wszystko i wszystkich: śledzisz ruch niewidzialnych cząstek, bo już utożsamiłeś się z nią – z materią, z której jesteś.
W przywołanej strofie idziesz w pięćdziesiątym roku życia, trzymając za rękę trzyletnią córkę. To ona Ciebie prowadzi, patrząc twoimi oczami. Wiesz co to kolczaste pędy i dlaczego trzeba je omijać, lecz wciąż pragniesz zrobić więcej i więcej. Widok roztaczający się z Twojej ścieżki wiodącej skrajem lasu to całe dziedzictwo, to wszystko co możesz otrzymać. Zgadzasz się z tym stanem rzeczy. W tym tkwi niezłomność trwania.
Przeczytałam wiersz „Ponad cierniem”1). Wcześniej nic nie wiedzieliśmy o sobie – o naszych sprawach, rodzinie, pracy, poezji. Poprosiłam o łódzki telefon redaktora czasopisma „Nasza Rodzina”, w którym znalazłam te strofy i postanowiłam zaprosić Cię na wieczór autorski do Poznania. Zanim jednak wystąpiłeś przed publicznością, najpierw byłeś gościem w naszym domu.
Nie każdy, kto tu bywa, zauważa wiszący na ścianie portret dziadka z dołączonym krzyżem „Walecznym” za 1920 rok, niewielu pyta o dzieje nowo poznanej rodziny. Ciebie to wciągało – dzieje świata w pojedynczych ludzkich odsłonach, w pokiereszowanych przez totalitaryzmy życiorysach, z których jednak zawsze coś się ocala. Kto wychował się na Kresach, zna smutek przesiedlenia, ale też rozumie wartość dzielenia się domem. Wie, co znaczy „zaprosić kogoś do domu” – to jakby podzielić się sobą i swoją rodziną, wszystkim co się posiada. Do domu, gdzie pamięć historii towarzyszy wspólnej kolacji i wydaje się, że świat naprawdę jest piękny2). Byłeś gościem w moim domu. I zaprosiłeś mnie do swojego domu w wieżowcu w Łodzi. To wiele. Tego się nie zapomina.
Majowy poranek. Stoisz w szeroko otwartym oknie, wpatrzony w gęstą zieleń forsycji, urzeczony sielskim widokiem domostwa z ogrodem w sąsiedztwie naszego osiedlowego bloku. Palisz papierosa i patrzysz, głęboko zanurzony w siebie, w swoje wspomnienia.
Potrzeba czasu, by naszkicować portret z pamięci. Zacierają się ślady, kruszą gesty, odchodzą słowa. Po latach z tła zdarzeń wyłania się coś, co wcale nie było najważniejsze – jak ta pierwsza chwila spotkania, gdy czekasz, nieznajomy, zanim wrócę z pracy w gimnazjum. Jesteście z Eugeniuszem3) już po obiedzie, dzielicie się wrażeniami ze spaceru zaułkami Starego Rynku, z wystawy obrazów Nachta-Samborskiego. – O, jaki ogromny z Ciebie poeta – zagaduję od progu, przyglądając się z zaciekawieniem Twojej postawnej sylwetce. – No, proszę, kto tu mnie skusił na gościnne występy – odpowiadasz z żartobliwym przekąsem, pomrukując ze zdziwieniem. – Wyglądasz tak krucho, poetko, czy nie padniesz pod ciężarem mikrofonu? – Roześmialiśmy się. Takie było nasze powitanie – pogodne, pełne nadziei na wiele następnych rozmów i spotkań. I mimo poważnej, nostalgicznej aury wieczoru literackiego, z dostojną recytacją, pieśniami i pełnymi troski pytaniami polonistów o obecny stan polskich pamiątek na Kresach Wschodnich, pozostało wspomnienie radosnej niespodzianki z Twojego przyjazdu, z nieoczekiwanie żywego i niosącego wzajemną akceptację poznania.
Czytanie wierszy odbyło się w majowy wieczór w Café „Głos”4). Eugeniusz przygotował oprawę muzyczną, zapraszając zaprzyjaźnionych z klubem muzyków. „Dawno nikt mi nie śpiewał”, powiedziałeś, gdy rozpoczęła się próba przy fortepianie. Byłeś zadowolony, że spotkałeś również stałego gościa Klubu Piosenki Literackiej – pana Egona5). Przywitaliście się serdecznie. Spotkanie potoczyło się równym rytmem. Zaprezentowałeś wiersze przywiezione z Zaosia – gorzkie, obrazoburcze, gdy tym- czasem zgromadzeni licznie tego dnia bywalcy naszego Klubu oczekiwali legendy, dopominali się podtrzymania utraconego mitu. Zadawali pytania, na które rzeczywistość już odpowiedziała.
Wsłuchiwałeś się w dźwięczny głos mezzosopranistki – śpiewała współczesną pieśń o błądzącej Eurydyce, na próżno poszukującej śladów Orfeusza. To była chwila uniesienia przeżyta w poczuciu wspólnoty a równocześnie bezradności wobec przemijania. Wyczuwałeś aurę miejsca, zauważałeś ludzi. Poddając się nastrojowi poezji śpiewanej, zadumałeś się, że tak szybko mijają wieki, a później przeczytałeś głośno swój gorzki poemat o zatartych śladach, o obojętności świata wobec duchowego dziedzictwa romantyków, bo sam miałeś w sobie wiele z romantyka: czułeś i pamiętałeś. Dawałeś tego świadectwo w swoich wierszach, recenzjach i wygłaszanych opiniach. Zauważałeś zmaganie innych z tradycją i jej utratą („poeta pozbawiony rzetelnej możliwości odsłonięcia własnego rodowodu, tym usilniej go poszukuje”6) – podkreślałeś). Pragnąłeś i domagałeś się wyjścia z politycznego uwikłania, z cienia środowiskowych niedomówień. Szukałeś drogi na własną rękę – i znajdowałeś ją w próbie bycia sobą w każdych okolicznościach, mówiąc wprost, ale taka jest konieczność, gdy trzeba podać przykład prosto z życia wzięty, zanim powstanie głębsza refleksja, aż język poetycki znajdzie swoje niepowtarzalne brzmienie.
Często rozmawialiśmy o Tobie z Eugeniuszem, o Twoich sprawach i dalekich podróżach za Ural, o niecierpliwości poznawania, o poczuciu utraconego czasu. Gdy przyjeżdżał do nas w odwiedziny nasz wspólny przyjaciel, ks. Marek7), planowaliśmy powtórny wyjazd do Łodzi, lecz już więcej nie udało nam się spotkać. Tomik „Światło złej nocy” ofiarowałeś mi „z deklaracją przyjaźni”, zabrakło jednak czasu i okoliczności, by zapowiedziana przyjaźń mogła rozkwitać i dojrzeć. Ze wzruszeniem i radością wspominam wszystkie nasze telefoniczne rozmowy, z żalem myślę o nie zrealizowanych planach. Odnosiłeś się do mnie z zaufaniem, dobrocią i sympatią – to wspomnienie stanowi dla mnie cenną pamiątkę.
Przywołuję Ciebie, Zbyszku, nie dlatego, że wkrótce przyjdzie mi wsiąść do tej samej łodzi i przeprawić się na drugi brzeg, że chcę coś wyjaśnić, oświetlić sobie drogę. Nie dlatego też, że byłeś wobec mnie łaskawy i podczas literackich biesiad wyróżniałeś komplementami, żartując z Tadeuszem8): „Teraz Tomsia – Terra Tomsia”. Zaśmiewałeś się przy tym, chrząkając sympatycznie, z nadzieją na zrozumienie i kontakt. Ceniłam Twoje żarty, bo okazywały się wieloznaczne, zagadkowe, zakorzenione w tajemnicy egzystencji. Przyzywam Ciebie, Zbyszku, z wdzięcznością, że zaufałeś mojemu domowi, co nie jest łatwe w czasach, gdy dla świata znaczymy tak niewiele, gdy wokół trwa gonitwa, przetarg na sukces. I zaufałeś moim wierszom, a więc mojemu odrębnemu spojrzeniu. Mówiłeś kilkakrotnie, że chciałbyś tu jeszcze powrócić, przyjechać z Anną, Alinką i Różą9)…
Będziesz powracał – w naszych wspomnieniach, wierszach i snach. Nikt nie może odebrać nam wzruszeń, wspólnego śmiechu i nadziei, choćby niespełnionej. Dzięki temu, że zachowałeś się w naszej pamięci właśnie taki – ciekawy chwili, niepokorny, próbujący do końca pojąć nieobjęty świat, że zapisałeś siebie dla nas – możemy inaczej, na nowo, przeżywać wszystkie zdarzenia i sny10), zastanawiać się nad każdym słowem, gestem, dniem. Powiedziałeś w swoim wierszu, że nikt nas nigdy nie uwolni od nas samych. Spróbujemy zatem teraz poznawać siebie poprzez Ciebie i Twoją poezję, ożywiać jej obecność w nas – przemienionych i przypominać słowa apelu, którymi zwracałeś się do świata: Obudź się i mów11).
Przypisy:
1) Zbigniew Dominiak: „Ponad cierniem” („Nasza Rodzina”, Paryż 1998/3);
2) Cytat z wiersza „Jawność snów” w: Z. Dominiak „Światło złej nocy”, Biblioteka Łódź
1993;
3) Eugeniusz Tomsia – mąż autorki, publicysta, animator kultury;
4) W Café „Głos” odbywały się wieczory literacko-muzyczne w ramach spotkań Klubu
Piosenki Literackiej „Szary Orfeusz” pod egidą Stowarzyszenia Pisarzy Polskich (1996-
2001);
5) Egon Naganowski (1913-2000) – tłumacz i eseista, honorowy prezes SPP w Poznaniu;
6) Z. Dominiak „Świerk, który wyszedł z lasu” – omówienie tomiku wierszy Feliksa
Rajczaka
w: Z. Dominiak „W poza siebie”, Wydawnictwo Łódzkie 1992;
7) Ks. Marek Wittbrot – pallotyn; eseista, fotografik, redaktor „Naszej
Rodziny”( obecnie „Recogito”) w Paryżu;
8) Tadeusz Żukowski – poznański poeta i reżyser, autor szkiców o literaturze;
9) Anna, Alinka i Róża Dominiak – żona i córki Poety;
10) Tytuł ostatniego zbioru wierszy Z. Dominiaka „Zdarzenia i sny”, Biblioteka „Tygla
Kultury”, Łódź 2001;
11) Cytat z wiersza „Ćmy” (Z. Dominiak :Światło złej nocy”, Biblioteka Łódź 1993).
Poznań, w lipcu 2002 Teresa Tomsia
_______________________________________________
Szkic pożegnalny o Zbigniewie Dominiaku „Obudź się i mów”
ukazał się również w internetowym „Recogito”.