W ciernistej ciszy
[xls child_of=482]
„Tygiel Kultury” 4-6/2007:
W ciernistej ciszy – o tożsamości w poezji Zbigeniewa Dominiaka
Mieszkaniec miasta robotników pisze wiersz o próbie, na jaką został wystawiony, skazany na „światło złej nocy”. Pyta w nim o swoją tożsamość poety i obywatela Europy, starając się ze słów uczynić tarczę, by stawić czoło narzuconym podziałom, ideologicznym nakazom, społecznym stereotypom. Kim jestem tu i teraz, skoro moja wolność jest ograniczona? To podstawowy dylemat, który stanie się dla niego celem i drogą. Poeta stwarza duchową przestrzeń bez paszportu do salonu kultury Zachodu, zdany wyłącznie na siebie i pamięć o historii swojego narodu przemilczanej przez polityków i sąsiadów ojczyzny. Odczytując znaki czasu w autoironicznym portrecie „Przyjaciele” z marca 1987 roku, jest świadomy, że nie gdzie indziej, tylko tutaj, w łódzkim wieżowcu, musi domagać się prawdy o współczesności i zaświadczać ją w wierszu:
Doprawdy byliśmy chyba ślepi i głusiNazbyt głusi jak na ironię Za słabi
Jak na historię My trzydziestoletni
Opozycjoniści lat siedemdziesiątych
Na sierpień jadący do Poronina
Dylematy związane z odpowiedzialnością za „małą ojczyznę” Polskę z lat osiemdziesiątych, a więc tuż po stanie wojennym, wzmacniają jeszcze w poecie poczucie niezawinionego uwikłania, czuje on mocno swoją duchową przynależność do kultury środkowoeuropejskiej, a jednocześnie zdaje sobie sprawę z zakazów i geopolitycznych ograniczeń państwa socjalistycznego, w jakim przyszło mu żyć. Zatrzymanie ruchu w metaforycznym obrazie (jak w wierszu „Krótki sen” czy „Oglądając fotografię zrobioną w Rodrysinie”) staje się w wielu jego utworach przenośnią życiowej sytuacji: skomplikowany świat trzeba pojąć w całej złożoności, nie wyzbywając się marzeń o lepszym jutrze, sny stanowią bowiem integralną część naszej rzeczywistości, są fragmentem dopełniającym całość „w naszych ponurych miastach Wschodu”: To nie mgła córko to sen / Który skończy się dobrze / W ciernistej ciszy słyszę / Równy zaśpiew serca; W wierszu „ Apostrofa do Anioła Stróża” problem wolności i zniewolenia człowieka umieszcza poeta w obszarze metafizycznym: A kiedy uwierzę że wybierać mogę / Nie tylko między dniem a nocą / Szewską pasją i cierpliwym pasjansem / (…) / Wówczas porzucę sen Wówczas twarz odsłonię.
Zbigniew Dominiak (25.IV.1947 – 5.II.2002) stworzył poezję wielu wątków, różnorodną językowo, z przewodnią strukturą stanu niepewności i oczekiwania, z oskarżeniem o niezawinione uwikłanie jakie towarzyszy bohaterowi jego wierszy w codziennej egzystencji. Znajdujemy w tej poezji tajemnicze metaforyczne tropy i nie wyprowadzone ścieżki znaczeń. Czytelnik często staje bezradny wobec spiętrzonych obrazów, których nie potrafi rozszyfrować. Blisko nich jednakże wybrzmiewają jasne, klarowne frazy – jakby poeta wyszedł właśnie z podziemi na światło i śpiewał swoją orficką pieśń życia o tym, „że bieg spraw świata zwycięża wszelkie rozterki serca”, że szukać miary trzeba także w sobie. Sztuka nie odpowie na wszystkie pytania, lecz może być drogowskazem, gdzie szukać, a także nadzieją, że w odbiciu świata możemy się przejrzeć: Po to we śnie domilczam słowo / By je z ciemności wywieść / W jasność nową.
Zaludniony bliskimi ludźmi (krewnymi, poetami, spotkanymi w drodze podróżnymi, cieniami z przeszłości) świat przedstawiony staje się dla bohatera lirycznego lustrem, w którym przygląda się swojemu życiu, bada sens istnienia, porównuje „zdarzenia i sny”. Zbyszek był człowiekiem otwartym, impulsywnym, reagował wprost, nie stroniąc od celnego żartu. Dla poezji zachowywał w języku najtkliwsze słowa. Jego poetyckie rozmowy z córkami Różą i Aliną okazują się strofami czerpiącymi wprost swój rodowód z miłości staropolskiego mistrza Jana do utraconej Urszuli. Lecz trwamy jeszcze – chciałby powiedzieć poeta – razem tu jesteśmy, unieruchomieni w wierszu jak motyl w kościelnej lampie, z rozpaczliwą niewiedzą o sobie podrzucamy w niebo pytania jak piłkę: Ach Różo Za trudne pytanie Niebo jest przepaścią / Nasze zmysły kłamią Nie wszystko jest takie // Jakie nam się zdaje. W miłości do córek, a więc w umacnianiu wiary w przyszłość miałoby się spełnić ocalenie przed rozpaczą? Gdy „dusza w rozproszeniu”, sposobem na przetrwanie nadziei mogłoby się stać opisywanie ojcowskiej miłości – poeta przyjmuje bowiem na siebie rolę przewodnika po labiryncie świata, pragnie być grajkiem krzepiącym życie przy łóżku chorej córki, „w ciernistej ciszy” doświadcza tajemnicy istnienia i znaczenia poetyckiej mowy. Wie, że tylko pogodzenie z przemianą, z nieuchronnym przemijaniem może stanowić miarę i wagę słów. O poszukiwaniu miary mówi ojciec swojej córce. O dopełniających się sprzecznościach, bez których świat nasz nie mógłby istnieć, szepcze poeta światu swoje ”tak” zmęczony czuwaniem: Ci co bajkom nie wierzą / Nie zasługują na wiarę / Jak po nocy jest dzień / Tak po mnie ty dziecko // W tobie i dla ciebie / Odwraca się ciemność. Jednak przestrogi wypowiadane na użytek następnego pokolenia mają jedynie moc zaklęć, nie można nikogo uchronić przed pospolitością bytu, przed czyhającym złem w duszy człowieka. Chociażby ojciec chciał ukierunkować myślenie córek o świecie, pomóc wybrać, podpowiedzieć, co ważne i ponadczasowe, przychodzą mu na myśl jedynie nieprzydatne w codzienności rady filozofów i metaforyczne wizje. Każdy swoje życie musi przeżyć sam i być czujnym. Sam wybiera drogę i środki porozumiewania się z innymi. Być czujnym, to znaczy świadomym swoich wyborów, zdecydowanym na stratę i pogodzonym: Na dnie nocy jest spokój / To znaczy śmierć / Odgarniamy ciemności by nie zginąć we śnie.
Dążenie do świadomego wyboru, do poczucia odpowiedzialności za każdy gest i słowo stwarza u Dominiaka typ bohatera ważącego klęski i zwycięstwa, znajdującego proporcje w rozpaczy i zachwycie. Ale dopiero przekraczanie miary w ironicznym oglądzie świata pozwala osiągnąć poecie indywidualny język zespolenia z rzeczywistością, która pozostaje zagadką. Ironia staje się jego środkiem poznawczym – ważne, że rozpoznałeś swoje miejsce, choćbyś nigdy nie zaakceptował go do końca, choćbyś musiał pochować przyjaciela, wiesz, gdzie i kim jesteś: Ach piękna jest Europa / Nawet z okna karawanu Gdy świt kładzie na polach opatrunki / Z mgły Jej pięknu nie dorówna nic Tylko wsiadać i jechać. O możliwościach człowieka poeta pisze z gorzkim dystansem, że tak wiele się nie powiodło, ale i z szacunkiem dla wszelkich zmagań, dlatego zapewne tak często zwraca się do swoich córek, by w nich, w przyszłości, dostrzec nadzieję przeobrażeń na lepsze i zaczyn przemian, które „tu i teraz” nie mogły się dokonać. W kruchym ciele dorastającej Róży zauważa piękno i moc, zmienność kształtów, całe bogactwo świata: Róża jest kwiatem stworzonym przeciw ziemi jałowej / Sama jest ogrodem z którego niegdyś wygnał nas upadek. Poeta-ojciec chciałby być dobrym opiekunem i przewodnikiem, przekazać córkom godne wiano, lecz zdaje sobie sprawę z ułudy zmysłów, z okrucieństwa przypadku, z omamów wyobraźni. Trudzi się, by nazwać rzeczy po imieniu, szuka odpowiednich słów. Zaskoczony niezwykłym pytaniem dziecka („Po co się ludzimy?”) milknie w zachwycie i zadziwieniu otwartością nowego spojrzenia. Ostatnie wiersze poświęcone Alince („Kruszynko którą kołyszę” i „Ponad cierniem”) należą do najpiękniejszych polskich liryków miłosnych. Jest w nich metafizyczna trwoga i ostateczne ofiarowanie, wtopienie się w materię i wychylenie ku Absolutowi. To również ważne wiersze rozrachunkowe, w których poeta uświadamia nam, że tylko poprzez wydzieranie się z własnych egzystencjalnych ograniczeń możemy ujrzeć więcej nieskończonego, że jedynie walka ze swoją, a nie cudzą niemożnością może nas poprowadzić dalej niż tymczasowe racje: Był Powiesz I kochał Nie pragnę innego zbawienia. Jest zatem coś trwałego, nienaruszalnego w naszym bytowaniu, co oparło się niepokojom czasu i ukazało nieprzemijającą wartość – nasze pragnienie wznoszenia się z rozczarowania w prześwit wiary, z cierpienia w ostateczną radość miłości. W „ciernistej ciszy” poeta zdobywa ufność, że przyjdzie ukojenie, przemawia więc do córki słowami baśni, ale nie daje się zwieść stylistycznym tropom języka, bo dla niego najważniejsza jest rzeczywistość ze snu i jawy jednocześnie, dialog widzialnego z niewidzialnym, retoryczne pytanie, droga, przemiana.
Poznań, 30 sierpnia 2006 Teresa Tomsia
____________________________________________________
Wszystkie cytaty pochodzą z wyboru wierszy Zbigniewa Dominiaka
„Zdarzenia i sny”, Biblioteka „Tygla Kultury”, Łódź 2001;