Pomiędzy Czarnym a Białym Orfeuszem
[xls child_of=21]
„Wieczna rzeka”, 1996, posłowie:
Pomiędzy Czarnym a Białym Orfeuszem
Wiersze Teresy Tomsi konsekwentnie stawiają pytania o sens: sens świata, sens ludzkiej egzystencji, sens słów, z których powstają. Za taką postawą kryje się nie tyle ciekawość, chęć zrozumienia losu, jaki nam przeznaczony, co rozczarowanie przeżywane wówczas, gdy refleksja dotyczy doznawanych uczuć. Warto zauważyć, że poetka nie zawierza jakimkolwiek stanom satysfakcji, pewności, samozadowolenia. Każde pozytywne mniemanie zdaje się skrywać bowiem również swoje przeciwieństwo, każda ufność zostaje postawiona w stan oskarżenia:
Na pierwszym planie ja – pewna i jasna,
gdy nagle się pojawił motyl w czarnej masce.
Szarym skrzydłem zasłonił światło mojej szyi.
Zadrżałam.
Zatrzaśnięto za mną bramę.
(„Szkic do portretu”)
Oto charakterystyczny sposób budowania przez autorkę wewnętrznego napięcia, z którym zmagać się musi bohaterka tej poezji. Można byłoby powiedzieć za Kiekegaardem, że doświadcza na sobie mocy oddziaływania ironii świata, które lekce sobie waży wszelkie nasze pragnienia. Gdy ona daje o sobie znać, wtedy wszystko staje się inne, niż sobie zamierzyliśmy. Intencja rozchodzi się z egzystencją. Ot i całe ludzkie doświadczenie. Tyle wiemy po latach. Przed czterdziestką / świat pęka w szwach. / Odstaje / od dziecięcych wyobrażeń – napisze Tomsia w wierszu „*** Znów przyśnił mi się Budapeszt”. A w innym miejscu zauważy, że nasze wspomnienia dzieciństwa starzeją się razem z nami, lat im przybywa i ubywa słów („*** Dzisiaj zastałam na klęczkach…).
No i dobrze, niemiłe to rozczarowanie, ale skoro niemal każdemu dane, gdzie problem? Ostatecznie banalna puenta, iż życie jest brutalne, kończy wiele naszych rozmów. I tak naprawdę nic z tego, żadna mądrość, wcale nie wynika. A może przeciwnie, może w podobny sposób zbyt łatwo usprawiedliwiamy sobie i własną w świecie gnuśność?
Teresa Tomsia nie poszukuje jednak usprawiedliwień, zbyt prostych wyjaśnień doznawanego w życiu dyskomfortu. Opisywanie własnych zwątpień nie prowadzi wcale do ich akceptacji, a w konsekwencji do przyjęcia postawy bierności i oczekiwania. Zadziwia raczej, mimo ciągłego poczucia niespełnienia, nieustanne dążenie ku tym samym celom: ku zachwyceniu, ku ożywieniu nadziei.
Młodość przywarła do mnie boleśnie.
Nie chce opuścić dojrzałego ciała
– zanotuje poetka w wierszu „Odbicie”. I właśnie za sprawą młodości dochodzi do głosu nie tylko potrzeba rozwikłania ukrytej zagadki, jaką bohaterka liryczna jest samą dla siebie, ale i poszukiwanie sensu wszystkiego wokół. Gdyby bowiem młodości zabrakło, pozostałaby jedynie rezygnacja. Nie byłoby też poezji.
Poezja może stać się źródłem wszelkich złudzeń. „Ogrodem pragnień”, rezerwuarem marzeń, z których czerpie i które nieustannie wzbogaca młodość. Stąd pochodzi energia pozwalająca mierzyć siły na zamiary. Dzięki niej da się tylko niektórym podnieść po upadku i iść dalej. Wystarczy sztandar wyobraźni i wiara, że wszystko przed nami. Stąd wreszcie pochodzić może potrzeba nazywania świata wciąż od nowa. Po czterdziestu latach patrzymy jednak owej młodości wciąż na ręce, a poetyckim perswazjom nie tak łatwo dajemy wiarę. W wierszu dedykowanym Andrzeju Bursie Tomsia pisze wprost:
Ja Andrzeju
boję się razem z tobą
tej chwili
kiedy życie cię dopadnie
Jak długo bowiem można chodzić w błazeńskiej czapce / z glorią na ramieniu? W rzeczywistości niedługo, w micie – w nieskończoność. A przecież i aury mitu chciałoby się, i poczucia realności jednocześnie.
A zatem młodość znajduje się w stanie nieustannego podejrzenia. Poezja także. I są one jednakowo pożądane, jak i kwestionowane. W tym samym stopniu chciane, co nie chciane. Nie pogodzone ze sobą, pozostające w nieustannej walce. Co rozum wymyśli, zakwestionuje uczucie. Co uczucie przyniesie, rozum poda w wątpliwość. Trudno jednak się dziwić, skoro rozdarci jesteśmy między to, co duchowe, i to, zmysłowe. Sporo tu podobieństw po orfickich idei. I nieprzypadkowo. Orfeusz pojawia się w „Wiecznej rzece” nie tylko jako śpiewak i lutnista, czarujący swym kunsztem wszystko, co żywe. Ciekawsze wydaje się bowiem przywołanie dwóch Orfeuszy: Czarnego i Białego. Czarny wychodzi naprzeciw oczekiwaniom zmysłów, Biały natomiast patronuje potrzebom duchowym:
Bóg Czarny i Bóg Biały.
Dwaj Orfeusze.
Odwrócone światy.
( „*** Podaj mi rękę”)
Swego czasu Artur Międzyrzecki napisał wiersz „To nie Orfeusz śpiewa, to pisk myszy”. Wiele w nim zaprzeczeń znakom i symbolom, które hulają także po współczesnej poezji. Niby ciągle jesteśmy jeszcze w bujnym ogrodzie starej kultury, a równocześnie coraz więcej wokół nas nowych, aczkolwiek często pustych znaczeń reprezentujących inny świat. Czy zatem Orfeusz z wierszy Tomsi zdolny jest jeszcze ewokować sensy, które pozostają dla nas nadal ważne? Czy nie zamykają się w sferze gry?
Aby odpowiedzieć na podobne pytania, trzeba odwołać się do innego symbolu, jakim jest dla nas Safona, która kochała i była nie chciana. Pozostawiła piękne wiersze, a sama, żeby uleczyć się z uczucia, skoczyła ze skały Leukadyjskiej do morza:
W safickiej odzie
kiełkują słodkie daktyle.
Z serca Safony
sączy się gorzka żywica.
(„Przykład Safony”)
To bez wątpienia sytuacja z życia wzięta. A przecież porównywalna w sferze doznań. Tyle tylko, że niechętnie dziś na ten temat się mówi. Obowiązują już bowiem inne towarzyskie gry, inne społeczne rytuały:
Przy jednym stole
głód i przesyt
Naprzeciw
przemoc i głupota
( „Modlitwa codzienna”)
Z takim wyposażeniem wchodzimy według autorki „wiecznej rzeki” w dwudziesty pierwszy wiek. Jej bohaterka jednak woli narazić się raczej na zarzut anachroniczności, niźli ulec wszechwładnemu duchowi czasu. Dlatego skłonna jest obnażyć rozdzierające ją sprzeczności. I mimo tak dużej niechęci w nasze współczesności do dokonywania wyborów, gotowa jest podejmować trudne decyzje. Nie dzieje się to wszak w warunkach pewności. Wewnętrzne konflikty między duchowym i zmysłowym, między rozumem i uczuciem rodzą zwątpienie. Lecz podjęta zostaję decyzja: Wątpiąc idę. A taki wybór lokuje się poza grą. Choć nie staje pewności Safony, odwaga dochodzi jednak do głosu, bo przecież przeciwnikiem jest czas, który młodość przede wszystkim chciałby pokonać.
Może więc wcale nie trzeba płakać za utraconym czasem? Mimo że najpiękniejsze zdaje się byt to, co już się nie powtórzy / co z chwilą przepadło „*** Piękne jest to o czym śnimy”). Może lepiej wziąć wszystko, potem stracić, by wreszcie żyć naprawdę? (*** Gdzież jest ten). Jak to mówiono już wielokrotnie? Racją życia jest samo życie. I stąd, z braku zewnętrznej determinacji, płynąć miałoby poczucie prawdziwej wolności. Tomsia deklaruje podobnie, choć nie wprost. Jednej racji: Na tym świecie / dobrze jest do kogoś należeć przeciwstawia inną: A ja do nikogo nie należę. Znaczy to zaś tyle: jestem wolna. Wolna? A czymże są owe zachcenia ducha i zmysłów? Z innej okazji poetka skonstatowała:
Nie zawsze własne
te wybory
którymi życie brukowane
(„*** Przyszłam popatrzeć”)
A zatem nie zawsze wybieramy. Czyli nigdy nie jesteśmy wolni od czegoś. Jeśli Teresa Tomsia mówi o wolności, ma na uwadze wolność do czegoś. Do czego więc? Odpowiedzi zdają się być proste, a nawet lakoniczne. Poetka wspomina parokrotnie imię prawdy: prawdy uczuć tedy i prawdy rozumu. Choćby nawet powstał między nimi konflikt. Jednak myśli też o tej prawdzie, której ani ułomność, ani wszelka nasza ludzka nieporadność nie przeszkadza. To o niej śpiewa Biały Orfeusz, to jej pragnie się po spotkaniu Orfeusza Czarnego.
Ryszard K. Przybylski
_________________________________________________________
Teresa Tomsia: Wieczna rzeka – Der ewige Fluss (W drodze, Poznań, 1996),
przekład na j. niem.: Dorothea Müller-Ott, posłowie: Ryszard K. Przybylski.