Zapytaj wraz ze mną : Co się dzieje w tobie? Co w okół w nieustającym ruchu się staje?
Że wątpisz i szukasz wciąż nowych słów, aby opisać doznane...
Witam serdecznie Przyjaciół i Czytelników na mojej stronie!

Wspólnota wędrowania

[xls child_of=21]

„Przegląd Powszechny” 11/2004:

Wspólnota wędrowania

Teresa Tomsia nie jest poetką łatwych wzruszeń i bezpośrednich deklaracji. Nie obnosi się też w wierszach ze swoją kobiecością, przeciwnie – zamiast zmysłowych szyfrów stosuje raczej gry umysłu z rzeczywistością. Pisze tak, jakby wciąż uczyła się siebie w odniesieniu do konkretnych osób czy rzeczy, poetycką przestrzeń budując na sprzecznościach, konstruując świat bogaty w znaczenia, lecz wciąż ogarnięty tajemnicą trwania – jakby nasze poznanie, dotykając rzeczywistości, nie miało do niej żadnego innego dostępu ponad wątpienie i niepewność. Ale to przecież pragnienie poznania, tęsknota za nieosiągalnym i nadzieja na trwanie mimo wszystko w tym właśnie świecie decyduje o heroiczności i skuteczności działań twórczych Teresy Tomsi, nadając intymnym przeżyciom i emocjom wymiar uniwersalny.

Każdy wiersz, nawet ten nie całkiem doskonały, jest – moim zdaniem – doskonałym aktem poznawczym, jako sposób na oswajanie niepojętości istnienia, na docieranie poprzez słowa do tych sfer niepoznawalności, które właśnie wierszem dają się objąć i rozpoznać przynajmniej jako wieczna enigma. Teresa Tomsia ma pełną świadomość tej mocy-niemocy słowa, gdy w drugim wierszu tryptyku Rilkowskiego oświadcza:

Jestem znakiem przypływu, nadzieją
przemiany, powrotem do początku. Słowem,
którego w pełni nie objaśniłeś.

Borykając się z wizją Boga – przyczyną wszelkiego istnienia, poetka pozostawia Jego ostateczny wizerunek poza zasięgiem naszych mozolnych penetracji; ważne jest samo wychylenie ku, oczekiwanie: Szukamy siebie w skupieniu, szukamy długo, / zanim noc przywróci nas naszym twarzom / oddanym na przechowanie. Już w zbiorze „Wieczna rzeka” (1996) wyraża tę istotną prawdę o byciu człowiekiem, jakiej na imię tęsknota. Wiersz „Teraz żyj” mówi o tęsknocie za losem niezwykłym, za wspaniałym niecodziennym partnerem, a jednocześnie brzmi w nim przewrotna prośba o najcięższą próbę, o doświadczenie ogołocenia, duchowej biedy, nicości, o dotknięcie “nocy ciemnej”, przez którą przechodził św. Jan od Krzyża i inni mistycy.

Teresa Tomsia już dawno odkryła, że aby szukać wody żywej / Jednego słowa, / które mnie wypowie, trzeba się poddać najcięższej próbie – przemiany, pokory i rezygnacji z siebie. Jednak najpierw trzeba odnaleźć swoją twarz w całej złożoności i ograniczoności przyjmowanego świata, przejrzeć się w sobie w pamięci, w odbiciu. Światła boskości dostąpić można jedynie poprzez żmudny codzienny trud wnikania w sprzeczności, akceptację własnego losu i odnajdowanie niepowtarzalnej drogi do swego odbicia – a więc poprzez ból, cierpienie, niepewność. Fakt, że poetka powraca do niektórych motywów, powtarzając w kolejnych tomikach wiersze z podróży, świadczy o tym, że jej droga okazała się właściwa, że trafne są jej najważniejsze wybory i najistotniejsze pytania. Teresa Tomsia wie bowiem także i to, że nie w odpowiedziach, ale w pytaniach zawiera się nie tylko rozpacz, lecz i mądrość egzystencji. Poszukując siebie w gmatwaninie sensów, mówiąc wątpiąc, idę, a także tymi samymi słowami kłamię / i mówię prawdę, ma zarazem poczucie posłannictwa, kształtuje w słowie nie tylko własną uczuciowość i intelekt; ona właśnie dzięki słowu staje się naprawdę.

Poszukując wody żywej, poetka do końca spełnia swe posłannictwo. Religijność jej wierszy nie jest powierzchowna, deklamacyjna, lecz przenika ich strofy blaskiem tej Tajemnicy, w której miłosierdzie wątpimy nieraz w chwilach słabości. Zdarza się, że poetka zwraca się wprost do Boga w pytaniach przepojonych lękiem i zdumieniem: Kim jesteś/ że nie boli Cię moje zwątpienie / i wciąż przychodzisz z nadzieją / że pojmę. Ale najbardziej sobą jest wówczas, gdy pokonując i radość, i smutek istnienia, unosi się jakby ponad własnymi emocjami, pozwalając, by wieczność jak dmuchawiec, przestając być zagadką, stawała się integralną częścią świata oswojonego słowem. Wiara w kreacyjne możliwości sztuki zbliża poetkę do tych wszystkich naiwnych prestidigitatorów mowy, dla których twórczość jest magią, a wiersz, będąc najgłębszym aktem poznania, ma jednocześnie moc ocalania i odradzania nas i świata.

Gdy przyjrzymy się bliżej priorytetom poznawczym, etycznym i hierarchii wartości stosowanej przez poetkę w najnowszych wierszach, aksjologia Teresy Tomsi okazuje się czytelna i oczywista:

Trwać do końca, nie oddalając się,
nie opuszczając dopiero co poznanej chwili
– aż spłonie, co w popiół ma być przemienione.

(”Nie odwracaj się”)

Trwać w chwili to tyle samo, co akceptować rzeczywistość i godzić się na swoją w niej obecność. Ale to także gotowość na ów krok w niewiadome, w śmierć, z jej wszelkimi – także metafizycznymi – konsekwencjami. Trwać w chwili znaczy również trwać w podróży przez życie wchłaniane wciąż sercem i umysłem z gwałtownością neofity. Motyw podróży, powracający również w nowych wierszach Tomsi („Widokówka z Bremy”, „Chwila we wrześniu”, „Odwiedziny”) nie przynosi jedynie jednorazowych wrażeń, dotyczy on przede wszystkim naszego nieustannego odczuwania świata poprzez ruch, zmienność sytuacji, poprzez energię zachwycenia pięknem pejzażu materialnego i duchowego odwiedzanych miejsc oraz wspólnotę przeżyć. W takiej wizji istnienia mieści się właśnie nadzieja, że nasza podróż nie skończy się jutro, / będzie wciąż istnieć, dłużej od nas trwać.

Jedno z najbardziej dramatycznych pytań tego zbioru z wiersza „Przed świtem” następuje po równie dramatycznej prośbie:

Wspólnoto wędrowania,
z wiatru ulepiona i z gliny –
wybaw mnie z tajemnic.

Chcę wiedzieć, dokąd?

W wierszu „Ujrzałam cię, Szary Orfeuszu” poetka wyznaje: Czuję się winna, że nie dość poznałam. Ale przyznanie się do bezradności wobec tajemnicy bytu nie jest wcale klęską, jest raczej aktem odwagi otwierającym nowe przestrzenie poznania. Jedną z tajemnic, jaką Teresa Tomsia przenika w nowych wierszach, jest właśnie owa “wspólnota wędrowania”, którą rozumieć należy jako współobcowanie osobnych bytów, mówiąc prościej, wspólnotę ludzkich losów i zwyczajną wzajemną przyjaźń. Boski adresat jednego z ostatnich wierszy tego zbioru nie pozostanie z pewnością obojętny na liczbę mnogą zawołania, w której heroizm ustępuje miejsca pokorze i ufności: Widziałeś nas, wędrowaliśmy, / w jaskiniach mając stacje, / w szałasach kościoły. (…) To była nasza ziemia, nasze prawo, / by nieść ją pod stopami wyżej / niż sięgają granice rozumu. (…) Widzisz nas, wciąż idziemy, / choć Ziemia / wymyka nam się z rąk.

“Wspólnota wędrowania” wyraża się w tych wierszach także “wspólnotą poezji”. Teresa Tomsia wielokrotnie odnosi się tutaj do innych autorów, nawiązując z nimi dialog, polemizując, dopowiada ich myśli, wpisuje własne doświadczenie. Cytat z Elizabeth Bishop przypomina zatem o „sztuce tracenia”, przywołanie Zbigniewa Bieńkowskiego – o możliwościach nieograniczonej wyobraźni poetyckiej, opis łagodnego pejzażu w wierszu Julii Hartwig, dającego ukojenie, otrzymuje u Tomsi znamienny kontrapunkt: Nie znajduję dziś pociechy / w pozdrowieniu Hölderlina („Mój estetyzm”). Pojawiające się w przypisach, mottach, przywołaniach, dedykacjach nazwiska zaznaczają poczucie tożsamości autorki, jej łączność duchową z określoną postawą, świadczą o pamięci drogi mistrzów i przyjaciół (Ryszard Krynicki, ks. Marek Wittbrot, Wincenty Różański, Andrzej Ogrodowczyk). Zdarzają się jednakże nie do końca rozpoznane czy może niezamierzone wypady w obszary przemijania – jakby z ducha Szymborskiej: Obyła się beze mnie przestrzeń / którą pragnęłam ogarnąć / ślady wymknęły się spod stóp // jakby mnie nie było. Jan Twardowski w słynnym wierszu zaczynającym się od słów: który stworzyłeś / pasikonika jak szmaragd… (z tomu „Znaki ufności”) powiada w zakończeniu: Chyba jeszcze nie powstał na serio świat / jeszcze trwa Twój uśmiech niedokończony. Teresa Tomsia w wierszu „*** To nie serce” prezentuje podobną myśl w konwencji żarliwej powagi, z nutą autoironii:

Jeszcze nie powstał człowiek według planu Boga.
Wciąż jesteś tym, który czeka na święty
nieśmiertelny dotyk, nie zawierzając jego
podobieństwu w sobie

To jedna z najwymowniejszych przestróg poetki przed ucieczką od kardynalnych cnót: wiary, nadziei, miłości.

Nawiązanie do “świętości” postawy Jana Twardowskiego – być może bezwiedne – nie jest tu z pewnością bez znaczenia. Porozumienie poprzez słowa wierszy, a także listy, bezpośrednie spotkania, wspólne podróże, zachwyty i wątpienia, to jedna z głównych idei tej poezji w najnowszej wersji. Dialektyka mieszcząca się w postawie “wspólnoty wędrowania” odnosi się wszakże zarówno do naszego “tu i teraz” (Być może chcę za wiele), jak i do niewyobrażalnej wieczności (Wznoszę się ku Tobie). W jednym z wierszy “orfickich”, zwracając się do Orfeusza „czerwonego jak krew”, poetka błaga: Śpiewaj mi, śpiewaj. / Może odnajdę / moją własną / otchłań”. W wierszu „Cmentarze” przeciwstawia się tej katastroficznej wizji, mówiąc: Wtapiam się w pejzaż przemijania / wiedząc, że / mam dokąd pójść. W utworze o Stanisławie Barańczaku (z roku 1990) wyznała: Być / po stokroć być – / w swym czasie. „Skażona biel” – tytułowy poemat niniejszego zbioru niesie ostrzeżenie przed życiem jałowym, przed podążaniem za słowami banalnymi, za pustką, która jest iluzją trwałości:

Słowa, które znasz – zakurzone,
przebrzmiałe,
którym zaufałaś – wyrzekły się znaczeń,
wyparły swego istnienia.
Patrzą przez ciebie jak przez szybę
(…)
gdy przekraczasz poranek jak próg przedpokoju,
nie wiedząc, czyją jesteś miłością.
Nikt nie podąża za tobą.

Dialektyczną odpowiedzią, dającą nadzieję, staje się pointa wiersza „*** Gotuję się do spoczynku”: Raduję się darem wiecznej nietrwałości, / gdy Ty, Ojcze, kołyszesz mnie w niszy czasu / i przypominasz, że jestem / prochem, który ożywiasz.

Świadomość obecności w słowie i poprzez słowo, towarzysząca poetce od dawna („Przed pamięcią”, 2000), w nowych wierszach umacnia się zarówno w merytorycznej materii tej poezji, jak i w metajęzyku kształtującym poznawczą i aksjologiczną jej wymowę. Jeden z piękniejszych utworów zbioru nosi tytuł: „Ten wiersz jest najważniejszy”. Ukazuje on życie w metaforze ogrodu, pracę ogrodnika jako trud tworzenia i zmagania się z sobą, z egzystencją (trzeba okazać jabłoni czułość, / podeprzeć gałęzie, by kwiaty / wabiły pszczoły słodkim nektarem). W zakończeniu znajduje się proste, acz dosadne przesłanie: Ten wiersz jest najważniejszy, / gdy zapominasz o sobie i ratujesz jabłoń. Metafora miłości tutaj zawarta odnosi się przecież do wszelkich naszych kontaktów ze światem i wyraża najistotniejszą prawdę nie tylko religii chrześcijańskiej. Dopełnieniem tej prawdy jest ostatni utwór tomiku pod równie metapoetyckim tytułem „Kto przybywa po wiersz”. Jego adresat to zmarły niedawno poeta Zbigniew Dominiak, co przesuwa granicę warstwy poznawczej utworu – “stąd do wieczności”. Ten, kto czeka / na otwarcie / w  n i e – w y s ł o w i e n i u przynależy do porządku tego świata. Ten, kto w nowym świecie (…) wyrusza po wiersz / s i e b i e stawia na drodze. A “stawiać siebie na drodze” znaczy zaufać Tajemnicy, która niesie nas ku naszemu przeznaczeniu. “Wspólnota wędrowania”, wiążąc nas z naszymi umarłymi, ocalając ich w naszej pamięci, spełnia się zatem w wierszach Teresy Tomsi także w porządku eschatologicznym.

11 września 2004 r.

Adriana Szymańska

___________________________________________
Teresa Tomsia: Skażona Biel (Wyd. SPP, Poznań, 2004).