Zapytaj wraz ze mną : Co się dzieje w tobie? Co w okół w nieustającym ruchu się staje?
Że wątpisz i szukasz wciąż nowych słów, aby opisać doznane...
Witam serdecznie Przyjaciół i Czytelników na mojej stronie!

Wyznanie ironiczne

[xls child_of=21]

„Tygiel Kultury” 4-6 (124-126) 2006:

Wyznanie ironiczne

Wierszem „Urodziłam się w miasteczku przesiedleńców” Teresa Tomsia rozpoczyna swój najnowszy wybór wierszy „Wątpiąc, idę”, w którym porusza istotny problem przemijania i poszukiwania rodzimych korzeni, pokazując drogę wychodzenia z domu i powracania, przeglądania się w pięknie świata i szukania własnego niepowtarzalnego wizerunku. Autorka wydobywa z pamięci bohaterów serię doznań wywołujących głębokie przeżycia związane z wojną, deportacją, utratą bliskich i dopisuje własną biografię spadkobierczyni rodzinnych losów. Pełne realiów poetyckie opowieści o przemijaniu, brutalności i ulotności świata ukazują rozpad wartości związanych z rodziną takich jak poczucie bezpieczeństwa i stabilizacja, stawiają pytania o poczucie narodowej godności (o obecność „naszej zbiorowej pamięci”).

Doznanie ma tu znamię fizycznej degradacji, tworząc opozycję między tym co jest, a tym co bezpowrotnie przepadło – rozsypuje się cały skrzętnie budowany przez pokolenia ojców świat, wszystko, co uznawane było za harmonijne, spójne, lepione z gliny codzienności (Nie ma domu nad Odrą. Jest tylko przebiegły czas;).

Pierwsze słowa Urodziłam się wskazują, że to początek życiorysu. Kobieta z wiersza Teresy Tomsi próbuje się dowiedzieć czegoś więcej o sobie i o świecie, w którym żyje (jak N. N. z wiersza Stanisława Barańczaka: Chciałbym się raz dowiedzieć, co właściwie o tym / myślę / o tym sobie), bo chociaż dzieli autorów doświadczenie pokoleniowe, to problem zmierzenia się z własną tożsamością pozostaje ten sam, jest wciąż otwarty. W rozpoczynającym zbiór wierszu można rozpoznać tropy tej poezji, jej wielowątkowość i nieustającą pracę w słowie, jaką najpiękniej odzwierciedla tryptyk Rilkeański („*** Doznaję nieobecności”, „Poranne westchnienie profesora”, „Przywołanie Zbigniewa Bieńkowskiego”).

Sympatię budzi słowo miasteczko; poznańska poetka urodziła się w Wołowie koło Wrocławia. Pochodzę z podobnego miasteczka – Rawicza, skąd ojciec dojeżdżał do Wołowa na Dolnym Śląsku i tam budował domy, pewnie i dla “przesiedleńców” – ludzi, których pozbawiono gniazd rodzinnych, zmuszono do pozostawienia dorobku całego życia. Wyznanie poetki może być im bliskie, nieść ufność, lecz równocześnie jest ironiczne, bo przecież przesiedlenie to tragedia dla każdej rodziny. Autorka wywodzi się z takiej właśnie rodziny wygnańców, którzy nie potrafią zaakceptować nowego miejsca – poniemieckiego domu; często zmieniali adres zamieszkania, szukając ziemi obiecanej. Do tego problemu nawiązują wiersze z wcześniejszych jej tomików („Czarne wino” i „Białe tango”). Przesiedlenie nie wiąże się zatem z poszukiwaniem szczęścia, choć miasteczko kojarzyć się może z sielankowością czy nutką sentymentalizmu.

Poezja Teresy Tomsi oparta jest na sprzecznościach. Z jednej strony dziecięca wiara w szczęście i spójność świata, harmonię życia w rodzinie (okruchy czułości, jasny pył spojrzeń babci), z drugiej uderza życie dorosłe, gorzkie doświadczenia, rozpad ideałów (włosy matki popieleją coraz bardziej, ugodzona młodość). Bohaterka opowiadająca losy swojego życia miała spokojne dzieciństwo, a to za sprawą babci – symbolu bezpieczeństwa, troski i czułości. Wojnę zna tylko z opowieści, lecz mimo że urodziła się sześć lat po wojnie, odczuwa na sobie skutki obu totalitaryzmów – faszystowskiego i sowieckiego, bo brak ciągłości familijnej (tragiczna śmierć dziadka w łagrze, deportacja rodziny do Kazachstanu) przybliża ułomność i niepewność człowieczego bytowania.

Szczególnie ważne znaczenie w wierszu odgrywa wyraz lepienie, odnosi się bowiem nie tylko do dziecięcego lepienia z gliny w nieświadomości zagrożenia, ale i w zaufaniu do losu, do dorosłych, do historii. Bo tak naprawdę przez całe życie coś lepimy, scalamy, chociażby rodzinę, zwłaszcza kiedy ktoś bliski z niej odchodzi. Lepienie to budowanie stabilnej całości. Poetka pyta zatem z ironią: Czy tak naprawdę możemy być pewni, że coś, co zbudujemy, przetrwa?

Czym jest plac Gomułki, przy którym dorasta bohaterka? Czy rzeczywiście taki istniał w miasteczku jej dzieciństwa? To raczej symbol nierealnych obietnic, czegoś co nie mogło się spełnić w końcu lat pięćdziesiątych ani później. Bohaterką wiersza jest przecież kobieta patrząca na świat z perspektywy współczesności i doświadczeń swojego pokolenia, a równocześnie trzech pokoleń, bo jeszcze matki i babci. Każde z nich przeżyło swoją tragedię.

Świat przedstawiony jest tu wprawdzie realny, porównywalny z pejzażem zza okna, jednak postać dziadka (cień błądzący w ogrodzie) wywołuje z pamięci mroczne lata rządów Stalina i wieczorne Polaków rozmowy w atmosferze zagrożenia i strachu nieludzkich czasów (gdy było już za późno na sny). Próbą przełamania trudnych doświadczeń życiowych rodziny i wyjścia z impasu tragicznego łańcucha dziejów staje się więc dla bohaterki radość przeżywania swojego jednostkowego bytu (A jednak wstawałam radosna, / śpiewałam pieśni, uczyłam się tańczyć. / Słuchałam przypowieści i wierzyłam, / że nie jest za późno). Życie toczy się dalej i nie trzeba popadać w rozpacz ani stać obojętnie.

Dwie ostatnie strofy są jednakże gorzką refleksją o przemijaniu. Matka ciągle wraca do przeszłości, wspomina okrutne czasy wojny, straconą młodość, która nie daje się przemienić w Arkadię, o której nie można zapomnieć. Przykre doświadczenia wywarły niezatarte piętno na pokoleniu babki i matki, ale przecież wspomnienia wpłynęły także na kształtowanie charakteru córki – jej dociekliwość i nieufność wobec losu. Czytając strofy tego swoistego życiorysu zauważamy, że poza historią jest jeszcze coś, czego nie możemy ujarzmić w swoim istnieniu. Przebiegły czas – dotyczy spraw ostatecznych, nie można więc go oszukać, ominąć. Przebiegli handlarze – przenoszą w sferę życia społecznego, gospodarczego, gdzie człowiek nie pozostaje sam w obliczu swojego przeznaczenia, lecz zależy od innych, od ich sprytu i siły. I jeszcze – sprytniejsi od nich politycy, z ogromną siłą przebicia, mający do swojej dyspozycji władzę i media – mogą manipulować naszym życiem.

Wiersze Teresy Tomsi z nowego wyboru wierszy są elegią pożegnalną z mitem dzieciństwa w socrealistycznej ojczyźnie, a jednocześnie pytają o możliwość własnego języka w świecie nowych tropów i znaków (Jestem znakiem przypływu, nadzieją przemiany, powrotem / do początku. Słowem, którego w pełni nie objaśniłeś.) Całe nasze życie jest pytaniem, na które nie znajdujemy jednoznacznej odpowiedzi i przez cały dany nam czas tylko się do niej zbliżamy. Wyrażają tęsknotę za utraconym, ale i nadzieję, że to, co przeminęło, pozostaje nadal we wspomnieniach. Utrwalone w metaforze – nie całkiem ginie.

Nie chcemy godzić się z degradacją fizyczną, tym bardziej nie przystajemy na degradację świadomości. I chociaż poetka mówi: Teraz wiem, że nic nie może być ocalone, prowokuje nas do zastanowienia, co jeszcze trzeba i można ocalić w świecie pogubionych wartości.

Urodziłam się w miasteczku przesiedleńców

Urodziłam się w miasteczku przesiedleńców.
Z okruchów czułości, z jasnego pyłu spojrzeń babci
lepiłam dzieciństwo przy placu Gomułki.

W sercu matki przesypywał się popiół.
Cień dziadka z łagru błądził w wieczornym ogrodzie.
Nawoływał do czuwania, gdy było już za późno
na sny.

A jednak wstawałam radosna,
śpiewałam pieśni, uczyłam się tańczyć.
Słuchałam przypowieści i wierzyłam,
że nie jest za późno.

Włosy matki popieleją coraz bardziej,
a jej ugodzona młodość nie daje się przemienić
w Arkadię.

Teraz wiem, że nic nie może być ocalone.
Nie ma domu nad Odrą. Jest tylko przebiegły czas;
i bardziej od niego przebiegli handlarze;
i sprytniejsi od nich politycy. I moje pytania –
bez odpowiedzi.

Danuta Przybylska

____________________________________________________
Teresa Tomsia: Wątpiąc, idę (Wyd. Adam Marszałek, Toruń, 2005).