Wybrane wiersze
[xls child_of=6]
Mgnienie
Ewie i Krzysztofowi
To, co najszybciej blaknie,
najtrwalsze się wydaje.
Pamięć przyzywa gesty i kolory:
biały balkon, mydlane bańki
w prześwietlonym powietrzu
drgają w powidoku.
Trwa tchnienie,
lśni zielona sukienka,
dźwięczy śmiech
jakby z taśmy odtworzony.
Fotografia patrzy:
błękit i przepaść tej chwili
w lustrzanych odbłyskach,
w wyciągniętej w przestwór dłoni.
Wieczność unieruchomiona.
Żal niepowrotu.
Jeszcze jedno spojrzenie
Tego, kiedy obejmuje kobietę,
jasność letniego południa,
autora zdjęcia i zapatrzenie „ja”,
by zatrzymać na mgnienie –
nim zniknie u źródła czasu –
to, co nie podlega ocaleniu.
Sopot – Poznań, 28 lutego 2015 r.
* * *
Klik, klak
Gdy idę wąską uliczką osiedla,
ogarnia mnie wciąż to samo poczucie
braku przestrzeni. Ubóstwo zapachów
i kolorów. Smuga czerwonych
pelargonii, zabłąkana brzoza i cyprys
nie zastąpią widoku kwitnących traw
rozkołysanych na wietrze,
srebrzących się w porannej zorzy,
otwierających drogę ku rozstajom.
Przyzwyczajenie pozwala tylko
na moment odetchnąć na ławce,
ale w piersiach coś uwiera,
jakby zabrakło powietrza
i nie da się zaczerpnąć
głębszego oddechu jak wody
z napotkanej na pustkowiu studni.
Tamto minęło i nie powraca
nawet w opowieściach.
Matka poprawia w wazonie
zasuszone kwiaty, odwraca się
do ściany, cicho przełyka łzy.
Stukam w klawiaturę komputera,
żeby ocalić, co utracone.
Klik, klak, głucho dudnią kopyta
przedwojennych koni, ich rżenie;
krzyk woźnicy przepada
w ciemnościach.
17 września 2015 r.
* * *
Prześwit
Ulice Poznania dziś biało-czerwone dla pamięci Czerwca’56 –
przed murami Cegielskiego słychać apel poległych, tablica
z brązu dla Romka Strzałkowskiego lśni w porannym słońcu.
Jedziemy na górczyński cmentarz, by pożegnać koleżankę
ze szkoły muzycznej – to już ten przedział: zaczynają się
marsze żałobne, podawanie czarno-białych fotografii z rąk
do rąk. – Tak, tak, na płuca, jak u romantycznych geniuszy –
oczywiście dotkliwość współczesna, traktowana chemią
zamiast upuszczania krwi na batystową chustkę.
Próbujemy naprędce przypomnieć, jaki repertuar
wybrała na ostatni koncert, których nut nie udało się
odczytać do końca i kogo zabrakło w drzwiach,
gdy wreszcie rozległy się brawa. A przecież wkrótce
nadeszła, bo każdy z nas staje się kiedyś jej rówieśnikiem
i gra, jak mu zagra, nie bacząc na wskazówki Mistrza.
Każdy z nas w końcu dorasta do mistrzostwa
w pytaniach o sens odchodzenia, gdy usłyszy pierwsze
takty sonaty Chopina w kondukcie pogrzebowym
z głośnika niesionego przez ministranta, który człapie
w za dużych butach tuż za księdzem, a jego pochylone
plecy przesłaniają niebieski prześwit.
Poznań, 28 czerwca 2016 r.