Przeczytaj recenzje
[xls child_of=6]
„Topos” 1-2/2005:
Po stokroć być – w swym czasie
Najnowszy tom Teresy Tomsi, opatrzony rysunkami Piotra Szurka i komentarzem Adriany Szymańskiej, stawia czytającego przed gąszczem ścieżek interpretacyjnych. Autorka posłowia obrała jedną (a nie jedyną do przejścia) marszrutę; marszruty tej nie ilustruje – raczej ją dopełnia wewnętrzny „pejzaż” rozpoznawalny na rysunkach, z których wyłania się zwykle niejasny zarys twarzy. Komentatorka i rysownik stają więc obok poznańskiej poetki, co wzmacnia jeszcze wrażenie wielogłosowości – albo wielowątkowości – prezentowanej książki.
Pisząc o artyście, który ambicjami wykracza daleko poza warsztatową doskonałość utworu, nie uniknie się pytania o przeznaczenie literatury. Ten sam dylemat mają, nie przymierzając, badacze dzieł Goethego. Na ile niedostatki konstrukcyjne poematu, np. „Fausta”, dają się wytłumaczyć zawartą w nim syntezą ontologiczną? Poezja – jeden – z jej wariantów – miałaby zatem służyć samopoznaniu, odkryciu mechanizmów rządzących życiem pojedynczego człowieka czy grupy ludzi. Byłaby partią szachów, którą wygrywa ten, kto najbardziej zbliży się do wygranej. Przy założeniu, że wygrana i tak nie jest możliwa.
Kto odchodzi z wierszem, / jest ostatni – / ogarnia spojrzeniem, co było / i zapisuje: Tak to jest. / Szukałem i… szukam. // W nowym świecie nic nie ma, / czego nie pragnął już stary, jak czytamy w programowym, kończącym tom utworze „Kto przychodzi po wiersz”. Poezja Tomsi jest w większym stopniu dziedziną pytań niż odpowiedzi. Więcej w niej niepewności i przypuszczeń niż kategorycznych twierdzeń. Każdy, kto decyduje się postawić pytanie i dać na nie odpowiedź wierszem (lub szerzej: językiem sztuki), jest tym „ostatnim”, poszukującym. Ale nie ostatnim, kto znajduje. Po nim przychodzą inni, nawet on sam szuka dalej. Szukanie i – to kolejne ważne dla autorki Skażonej bieli słowo – czekanie są miarą upływającego czasu. Podstawą tożsamości starego i nowego.
Czego szukamy, na co czekamy – na te pytania można udzielić odpowiedzi intuicyjnej. Świat przekazuje znaki („Widokówka z Bremy”), jednym z takich znaków jest zmienność, przemijalność materii. Szczególnie bliska, kiedy doświadczana samym sobą, zmysłami – na przykład gdy obserwowaną materią jest ciało: własne lub bliskiej osoby. Skażona biel to zwiastun chwilę trwającego nastroju, Cień [który] przysiadł na jej czole / jak nie zauważona ważka. Także w wierszu tytułowym, nieco niżej, czytamy: [...] w cieniu rzeczy / pokonujesz niemy opór materii, / nie dopuszczając do rozmowy z niewiadomym. Dualizm poznawalnego, oswojonego i niewiadomego wydaje się fundamentem twórczości Tomsi.
Poznawalne i niewiadome nie są u poetki synonimami materialnego i duchowego. Poznaje się świat materialny – świat widzialny, jak powiedziałby Barańczak tłumacząc Brodskiego – ale podobnie można by też poznawać światy niewidzialne. Wierze w bliskość niewiadomego (materialnego lub nie) czy potrzebie tej bliskości często daje Tomsia wyraz w swojej poezji. Przypomina to trochę zaklinanie rzeczywistości: Niedorzecznie mówić, gdy nikt nie odpowiada, / a jednak w tym zwracaniu się ku tobie odnajduję sens. / Zakorzenia się we mnie to, co osobne, mroczne, / dotąd nie poznane” („Nasze listy”). Jednak to, co już poznane, staje się podatne na działanie czasu – przemija. Popiół i pył – to ślady / twojej obecności, bardzo niewiele. Wcześniej kobieta zwracająca się do Orfeusza przyznaje: Jesteś tak blisko… / Rozważam, czy warto wspominać, lepić w glinie. / Czuję się winna, że nie dość poznałam („*** Ujrzałam cię, Szary Orfeuszu”). Wiadomo już, że bohaterką wiersza jest Eurydyka, czekająca na uwolnienie z Hadesu. Czekanie niewiele ma tu z postawą bierną, bliższe jest (aktywnemu) poszukiwaniu. Aktywność Eurydyki, jej podmiotowość, świadczy o reinterpretacji mitu. W mitologii greckiej eksponowany był Orfeusz, uniwersalny – ból po stracie kochanki. Eurydyka z wiersza Tomsi również uświadamia sobie brak bliskiej osoby, ale przyczyny tej nieobecności poszukuje w sobie – we własnych zdolnościach poznawczych.
Poznawanie jest bowiem kreacją, a każda kreacja odbywa się w czasie. Pytanie o sens wspominania, lepienia w glinie, przywodzi na myśl dwie mitologiczne postaci: Prometeusza i Pigmaliona. Pierwszego spotkała kara – nie tyle za stworzenie człowieka, co za obdarzenie go ogniem; drugi wyrzeźbiwszy piękną Galateę, zakochał się w posągu, który ożył za przyczyną Afrodyty. W kreację – w czas – wpisane są więc zarówno nagroda i kara. Gdzie indziej czytamy: Piękniejsze jest to / co prawdziwe / co z chwilą przepadło („Piękne jest to o czym śnimy).
Wbrew temu, co w posłowiu pisze Adriana Szymańska, Tomsia bywa poetką bezpośrednich deklaracji. Dobrze to czy gorzej – zdarza się, że deklaracje takie wyposażają wiersze autorki Białego tanga w potrzebny im konkret; pozwalają jednocześnie dokonać wiarygodnej rekonstrukcji światopoglądu wpisanego w twórczość Tomsi: Raduję się darem wiecznej nietrwałości, / gdy Ty, Ojcze, kołyszesz mnie w niszy czasu / i przypominasz, że jestem / prochem, który ożywiasz („*** Gotuję się do spoczynku”).
Jeden z utworów Skażonej bieli kończą słowa, które można by potraktować jako myśl przewodnią: Być / po stokroć być – / w swym czasie („Po wieczorze autorskim Stanisława Barańczaka”). Innym razem poezja Teresy Tomsi miewa coś z ducha Jerzego Zagórskiego. „Wszystko, co piękne jest, przemija”. „Trwałość, czym jest na świecie trwałość? Tym, czym brzęczenie kastanietów”…
Paweł Mackiewicz
* * *
“Latarnia Morska” 2 (10) 2008:
Ta podróż ma sens
1. Wiersze Teresy Tomsi nie są raczej trudne w odbiorze, a ich przekaz jest czytelny, bez skomplikowanych zabiegów stylistycznych, ale z drugiej strony wymagają one od czytelnika pewnego przygotowania i posiadania nieco abstrakcyjnej wyobraźni, otwierają bowiem wiele symbolicznych furtek (np. „zatrzaskiwane bramy”, „echa”, „niewidzialne cząstki krwi”, „oczekiwane twarze”, „zielona łąka”, „granica ciemności”).
W poetyckim zbiorze Skażona biel dominuje motyw wędrówki rozumianej w sensie egzystencjalnym, kulturowym i metafizycznym. Czytelnik może tym samym obcować z obecnością dzieła Rilkego, Hölderlina, Tagore, z pejzażami Paryża, Bremy, Stuttgartu, z tajemniczością Jeziora Genewskiego, a także odbywać wraz z autorką podróże w czasie (np. wiersze: “Urodziłam się w miasteczku przesiedleńców” i ten rozpoczynający się incipitem „W maju 1955 byłam dziewczynką w podróży”). Niektóre z tych utworów próbują też ratować pamięć o zmarłych nie tak dawno poetach: Zbigniewie Bieńkowskim („Na pewno jeszcze kiedyś się spotkamy – w krainie Tam”), Andrzeju Ogrodowczyku i Zbigniewie Dominiaku („Kto wyrusza po wiersz, / siebie stawia na drodze”) przez zachowanie świadectw ich poszukiwań Niewiadomego dla kolejnych pokoleń.
2. Książkę Skażona biel otwiera wiersz “Poranne westchnienie profesora”, dedykowany Waldemarowi Łazudze. Mowa w nim o ludzkiej niepewności co do swojego statusu, w poszukiwaniu prawdy o sobie. Utwór ma formę modlitwy: „Rozjaśniaj moje myśli / gdy lękam się albo chcę za wiele”, ale „nie potrafię z Tobą rozmawiać / bez pełnomocników”.
Z próbami wiary i rozmów z Bogiem mamy do czynienia w kolejnych wierszach: „Doznaję nieobecności w Twoim ku mnie pochyleniu”, „Nie mam już siły / wierzyć w to co nierealne”, „Dlatego krzyczeliśmy: Panie! / Abyś nas usłyszał / i zabrał z podmokłych dolin / na słoneczne wzgórza”.
To nurt metafizyczny wysokiej próby, bez zbędnego deklamatorstwa i patosu, czerpiący z najlepszych wzorów światowej poezji, choćby z twórczości wymienianych już Rilkego czy Hölderlina. Podmiot tych wierszy staje samotny wobec tajemnicy świata, wieczności, Stwórcy, doznając boleśnie swojej małości, znikomości:
Przystanąłeś nad głębiną
i wsłuchujesz się w szmer,
który ani nie oddala się,
ani nie przybliża
["Nad Jeziorem Genewskim"]
– aby w konsekwencji przezwyciężyć ludzką słabość, bo to dzięki mocy sztuki „otwiera się z wolna twoja nieśmiertelność” (w sposób oczywisty podąża się tu śladami romantycznych wędrówek).
3. Wiara w sztukę przejawia się we wszystkim, co jest związane z tą książką: począwszy od dbałości o staranną szatę poligraficzno-plastyczną (wspomnieć tu należy o wzbogacających ją impresyjnych rysunkach Piotra Szurka), przez układ wierszy i ich dobór tematyczny, po sposób zapisu (na ogół szeroka, spokojna fraza oraz tradycyjna interpunkcja). Utwory te są uporządkowane, starannie dopracowane i nie wymagają dodatkowego komentarza.
Przez karty Skażonej bieli przewijają się: wieża Hölderlina w Tübingen, Dom Pallotynów przy rue Surcouf w Paryżu, Musée d’Orsay, kobieta klęcząca w kaplicy w Osny, dzieła sztuki oraz ludzie, którym poetka coś zawdzięcza. W tytułowym utworze współistnienie z tak określonym światem, pełnym intensywnych doznań, a także zwykłej, codziennej krzątaniny, wiąże się z narastającym niepokojem egzystencjalnym (egzemplifikuje go „ból gardła i brzucha”), bo:
Słowa, które znasz – zakurzone, przebrzmiałe,
którym zaufałaś – wyrzekły się znaczeń
wyparły swego istnienia.
4. Właśnie otrzymałem e-mail od Teresy Tomsi:
Pisząc o twórczości interesujących nas autorów, zadajemy także pytania sobie – co nam się podoba, z czym się nie zgadzamy. Wchodząc w dyskurs ze światem, badamy sprawy najważniejsze z naszego punktu widzenia, np. poziom determinacji w solidaryzowaniu się z uciśnionymi lub zapomnianymi Sybirakami tworzącymi znaczącą część „naszej zbiorowej pamięci” („Nostalgia”, „Odmiana czasu przeszłego”).
Z nieufności wobec słowa, które miałoby wypowiedzieć egzystencjalne czy eschatologiczne niepokoje, pojawiają się pytania retoryczne, pointujące poetycką refleksję („Nie wiem: szczęście to podróż / – czy nieszczęście – / jeżeli nadzieję utrwala”; „A ja do nikogo nie należę / chyba że do Ciebie Wielka Tajemnico // ale czy Ty / upomnisz się o mnie”). Stawianie w stan oskarżenia tego, co już wiemy, co zastaliśmy w języku, wydaje się koniecznym wysiłkiem, by nie popaść w ogólnikowość, pouczanie bądź stylizację. Indywidualna mowa poetycka powstaje raczej z powściągliwości wobec aktualnej mody pisania oraz z przekonania, że wierność własnej wrażliwości poprowadzi naszą myśl najdalej, że bardziej korzysta ona z niezłomnego charakteru niż z intelektualnego rzemiosła. To nie długość wersu czy parafraza cytatów klasyków decydują o sile poezji, lecz oryginalny rytm wewnętrznego sporu, jaki autor toczy sam z sobą („Co jest najpiękniejsze”; „Być / po stokroć być – / w swym czasie”; „Jestem znakiem przypływu, nadzieją przemiany, powrotem / do początku. Słowem, którego w pełni nie objaśniłeś”).
5. Wątpiąc, idę… Ten wybór wierszy z lat 1979-2005 to chyba poetyckie credo i summa zarazem dotychczasowej twórczości autorki z Poznania, gdzie obecnie mieszka (a może jednak z Wołowa na Dolnym Śląsku, gdzie przyszła na świat)…
Wywołuję z pamięci rodzinny dom przesiedleńców,
w którym ojciec mój Michał Chałupka (1916-2003)
pielęgnował kresowe tradycje ziemi lwowskiej,
a matka Zofia – ziemi nowogródzkiej; młodość
i twórcze dojrzewanie przypadło mi przeżywać
w Świdwinie, w suterenie poniemieckiej posesji,
dokąd rzuciły naszą rodzinę powojenne losy.
– wspomina we wstępie Teresa Tomsia. Następnie przywołuje „cień dziadka z łagru”, babcię o oczach „dziewczynki / która boi się bolszewików”, ojca, który „był żołnierzem zaledwie pół września”, mamę – uczennicę „bez polskich książek”, a w końcu i swoje „dzieciństwo przy placu Gomułki”. W tej sztafecie pokoleń pojawia się też perspektywa babci: „Czuję się zrośnięta z tobą jak kora z brzozą, / jak brzoza ze wzgórzem” (“List do wnuczki”).
Ta podróż ma sens, albowiem:
Stare domy wędrują za nami
są wierne i podobnie bezdomne
– a po bliskich zostały przecież cmentarze, dzięki czemu wiemy, że mamy „dokąd pójść”.
Marek Czuku
_________________________________________________________________________________________
Teresa Tomsia: Skażona biel, Stowarzyszenie Pisarzy Polskich, Poznań 2004, s. 88; Wątpiąc, idę, Wydawnictwo Adam Marszałek, Toruń 2005, s. 96