Zapytaj wraz ze mną : Co się dzieje w tobie? Co w okół w nieustającym ruchu się staje?
Że wątpisz i szukasz wciąż nowych słów, aby opisać doznane...
Witam serdecznie Przyjaciół i Czytelników na mojej stronie!

Wybrane wiersze

[xls child_of=6]

Przy rzeźbie Rodina

dla Renate Schmidgall

.

Patrzy z przejęciem na rzeźbę Rodina –

mężczyzna i kobieta złączeni w pocałunku,

ich przeplecione ramiona otulają

chłodne wnętrze kamienia.

Poprawił pasek torby z aparatem

i przeszedł na drugą stronę.

Odgrodzona od rzeźby plecakiem podróżnym

stoi tyłem do okna – światło sączy się

przez szybę, pozostawia na jej szyi

różowy ślad. Potarła dłonią ogrzane

miejsce. Wyszła do ogrodu.

Sekundy odfruwają jak drobinki kurzu

z lady sprzedawcy kartek i albumów.

Niechętnie opuszcza muzeum. Zatrzymuje się

za progiem i patrzy – turyści krążą alejami,

wczytują się w  foldery, jakby miały im

coś istotnego objaśnić. Próbuje przypomnieć,

co zostało zapisane w kamieniu, a czego

nie zdołał odczytać, choć przeczuwał,

że istnieje, gdy bywał blisko kobiety.

Powietrze pulsuje sierpniowym powiewem,

krew tętni w skroniach, pobudza do marszu.

Przez chwilę zastanawia się, dokąd,

lecz to nie trwa długo, tyle, ile przelot

ważki nad kwitnącym krzewem.

Pochyla się nad lustrem wody w stawie,

wypatrując odbicia twarzy poruszonej

przypływem. Wstaje i z nagła zawraca.

Tam, skąd przybył.

Idzie za nim, pragnie przetłumaczyć mu

świat, lecz on nie przystaje – już wie,

że człowiek jest nieprzetłumaczalny

i nic tu nie można zdziałać, jedynie

wciąż wyruszać w swoją stronę,

która wydaje się najwłaściwsza

z możliwych, choćby prowadziła

ku najciemniejszej nocy.

..

Tak się zdarza

Przebudzenie bywa narodzeniem albo zejściem

do piekła gdzie wszystkiego trzeba się uczyć od nowa

płacić za chwilę nadziei obolem przemienienia

Eugeniusz Toman, Ten świat jest bliski prawdy

.

Tak się zdarza – otwierasz się na znane,

lecz nagle uświadamiasz sobie, że inne wnika

do wnętrza. Nie przeczuwałeś: impuls,

pierwiastek wiekuistego. Jak to się stało,

skoro godziny, dni i lata masz poukładane,

a teraz musisz od nowa błądzić

w szczelinach, odgłosach,

wygarniać emocje z rzeczywistego.

Nie przypuszczałeś, że stać cię jeszcze

na takie rzeczy – wchodzisz w niewiadome,

otwierasz oczy, kiedy pora na summę.

Pozostają jednak chwile radości,

gdy nie oczekujesz zbyt wiele,

a wtedy słowa nadlatują wolne

od obciążających znaczeń

i docierają mailową pocztą

na odczytanie

ostateczne.

Poznań, 5 marca 2019 r.

..

Nowiny

dla Wojciecha Kassa

.

Nowiny przychodzą zwykle późno,

gdy nie ma nikogo pod dawnym adresem.

Pewnie coś niewiadomego przydarzyło się

tym, którzy zamierzali nas odnaleźć

albo po prostu przekazać, co ich

uwiera i uporczywie nie opuszcza.

Po długim czasie wyruszamy ku nim

w mailu, szybkim telefonie, nagłym

powitaniu wierszem, dźwigając

doświadczenia, doznania, emocje,

które nie chcą odpuścić jak głośna

przyśpiewka z przytupem, bo

choć mija, dudni we wnętrzu,

niepokoi, zagłusza zmysły,

rytmy tanga.

W ogrodzie po deszczu lśnią liście

winorośli, odpadają płatki róży.

Z sąsiedzkiej jabłoni ptaki znów

wszczynają dysputę o tym, co ujrzała

siwa matka wychylona w przestwór

przez okienną ramę.

Plącząc się w domysłach, próbuję

uwierzyć, że jedyny nasz interes

przetrwać godnie to wszystko,

co się nam co dnia przydarza,

pamiętać przestrogi, nie liczyć

na wiążącą odpowiedź,

nie oczekiwać zbyt wiele –

pogodnie powiedzieć

sobie i światu:

dobranoc.

Poznań-Piątkowo, 2 lipca 2020 r.

..

W niepewności

.

Drogiej Mamie

Wieczorami najbardziej

łączy mnie z tobą ta chwila,

gdy zmywam z podłogi w łazience

ślady życia – upławy, krople krwi,

przygotowuję plastry z bandażem

i kładę na rozległe odleżyny.

Czuwam przy wejściu,

aż po lekarstwach

oddech się wyrówna.

Wtedy niedostrzegalnie

zjawia się nieśmiertelność,

by zająć należne miejsce –

trzyma nas obie przez noc

w niepewności.

Świt jest zwykle

niespodzianką,

nowym  spojrzeniem –

kolorowy wierszyk

na imieniny wnuczki

rozjaśnia poranek.

..

Po raz pierwszy

.

Nie szukałam ich, a zewsząd przybywały i zachęcały,

żeby je poznać, więc pragnęłam zapisać każde z nich

w zeszycie z okładką w biało-zieloną kratkę. Ojciec

dał mi go do ćwiczenia zadań z matematyki, bo liczenie

nie wychodziło mi zbyt dobrze, za to słowa zjawiały się

na zawołanie jak nasz harcerski zastęp i przemawiały.

To było wtedy po raz pierwszy, gdy nie byłam w stanie

pojąć tego, z czym przyszły. Czuwaliśmy grupą u grobu

kolegi ze starszej klasy. Zniszczony rower wkładano z nim

do ziemi. Południe grzało. Garść piachu chłodziła dłonie.

Matka stała nieruchomo wpatrzona w kopiec kwiatów.

Głos księdza drżał podczas błogosławieństwa.

Dopiero wieczorem usłyszałam je wszystkie naraz,

gdy na kartkę rzuciły cień. Zapisałam ich bezgłośny żal

za chłopcem, który ruszył prosto w niewidzialną bramę

na ulubionym rowerze – wjechał w nieskończoność

z młodzieńczą pasją po krzywych linijkach

pierwszego niezdarnego wiersza.

Ojciec spalił zeszyt w starym poniemieckim piecu,

lecz ufam, że imię chłopca zostało w nim ocalone.