Zapytaj wraz ze mną : Co się dzieje w tobie? Co w okół w nieustającym ruchu się staje?
Że wątpisz i szukasz wciąż nowych słów, aby opisać doznane...
Witam serdecznie Przyjaciół i Czytelników na mojej stronie!

Co jest najtrudniejsze

[xls child_of=158]

„Recogito”:

CO JEST NAJTRUDNIEJSZE
(Rozmowa z poetką Teresą Tomsią – autorką wyboru wierszy Wątpiąc, idę)

Natalia Wójciak: Najtrudniejszą rzeczą dla każdego człowieka jest obiektywne spojrzenie na siebie, bez usprawiedliwień i szukania fałszywych uzasadnień. W wierszu „Odbicie” z tomiku „Skażona biel” (SPP, Poznań 2004) pisze Pani: Wczoraj lustro mnie nie rozpoznało / i przywitało jak obcą kobietę. / A wtedy ona położyła mi na ustach / uśmiech. / Moje odbicie w lustrze / stało zapatrzone w siebie. W wyborze wierszy o poszukiwaniu tożsamości „Wątpiąc, idę” (Wydawnictwo Adam Marszałek, Toruń 2005) nie ma tego wiersza, znalazłam jedynie „Szkic do portretu”. Co widzi Pani, budząc się rano i spoglądając w lustro? Czy znalazła Pani odpowiedź na postawione wcześniej pytanie?

Teresa Tomsia: „Ona” to młodość, która pomaga wierzyć, że aż tak bardzo się nie zmieniamy, że wciąż nam bliżej do marzeń i ideałów niż do aktualnego stanu rzeczy. Chodzi o to, żeby rano w lustrze rozpoznać naszą nadzieję, co nie sprzeniewierza się zasadom, które nas prowadziły przez lata. Myślałam tu także o niemożliwości sportretowania siebie, o nieustającej próbie ostatecznego nazwania „ja” kończącej się niepowodzeniem. Można zapytać: „Co jest najpiękniejsze”, ale także Twoje pytanie wydaje się inspirujące: „Co jest najtrudniejsze” Ważną granicą może stać się przyznanie do porażki i zawrócenie z niewłaściwej drogi. Kiedyś chciałam pracować w Estradzie – wytrzymałam tam niecałe dwa lata. Sprzedawanie słów na krótkoterminowe zamówienie nie odpowiada mi. Namysł i skupienie uwagi na ważnych szczegółach jest niezbędne przy portretowaniu i wymaga czasu. Na mój drugi tomik wierszy „Białe tango” czekałam więc cierpliwie 7 lat, nie skreślając słów „zapisanych” („Czytelnik” 1987), aż główny cenzor przepuścił wiersze o powrocie mojej Matki zza Uralu (pozostałe teksty o poczuciu wolności i piosenki opublikowałam własnym nakładem). Patrzenie w lustro ma w sobie coś z rozmowy o skłonnościach do kompromisów i o ćwiczeniu woli, by przetrwać trudne czasy z podniesionym czołem.

Julia Czerniuk: Adriana Szymańska w recenzji tomiku „Wieczna rzeka” („Nowe Książki” 11/1996) napisała, że poetka Teresa Tomsia najbardziej sobą jest wówczas, gdy pokonując i radość, i smutek istnienia unosi się jakby ponad własnymi emocjami, pozwalając, by wieczność jak dmuchawiec przestając być zagadką, stawała się integralną częścią świata oswojonego słowem. Czy zgadza się Pani z tym twierdzeniem?

T.T.: Wiersz jest dla mnie aktem poznania; idąc za głosem mowy, poszukuję znaków swojego istnienia i relacji z innymi. Czasem udaje się nadać uniwersalny wymiar własnym emocjom i przeżyciom, wtedy poezja znajduje czytelników, którzy się z nią utożsamiają, odnajdując w niej swoje „odbicie”, przepisują wiersze i przekazują je dalej. Adriana Szymańska słusznie zauważyła, że trzeba się wznieść ponad własne tylko emocje, by ujrzeć i opisać więcej niż siebie. Kiedyś Małgorzata Musierowicz wyczytała coś ”swojego” w strofie: przygarnij mnie promieniu / pokaż piękno / którego nie zaznałam. Gdy napisała o tym, byłam trochę zaskoczona tym wskazaniem, ale później zrozumiałam, że kto pyta w sztuce o prawdę i piękno, musi pozostać w niepewności – kanon doskonałego dzieła pogłębia się przecież wraz z doświadczeniem człowieka, przemienia się tak jak otoczenie i obyczaje – formułując pytanie o sens istnienia tu i teraz.

N.W.: Wincenty Różański w ten oto sposób podsumowuje swoje poszukiwania odpowiedzi na pytanie, kim jest: chciałem zmienić świat / zmieniłem adres / chciałem rozumieć świat / nie mogę zrozumieć siebie. Pytanie o własną tożsamość pojawia się często również w Pani poezji. Czytamy m. in.: Szukam, krążę, / wiatr przegania lata. / W sercu cichną niespełnione fale. / A kiedy wołam siebie – / nikt nie odpowiada. W obu przypadkach poszukiwania siebie kończą się niepowodzeniem. Czy Pani zdaniem możliwe jest w ogóle zrozumienie swojej istoty, odnalezienie swego miejsca w świecie?

T.T.: Wydaje mi się, że obowiązkiem każdego z nas wobec siebie jest podjęcie takiej próby. Zrozumienie, kim jesteśmy, wiąże się ze świadomością drogi przebytej przez naszych przodków, odczytaniem relacji rodzinnych, środowiskowych i społecznych. Jestem po stronie nieufnych, którzy nie spodziewają się gotowej definicji czy ostatecznej odpowiedzi, jednak nie ustają w pytaniach o skutki i przyczyny. Stąd zapewne tak często powracający wątek życiorysowy w wierszach, którymi przedstawiam świat. Witek trafnie to ujął: chciałem zmienić świat / zmieniłem adres. Zmagamy się, by zmienić siebie – a to nieczęsto się udaje, chyba tylko mistykom. A cóż dopiero mówić o przemienianiu świata, czyli innych, których znamy raczej jeszcze mniej niż siebie? Śledzenie przeobrażeń duchowych współczesnego człowieka to jeden z głównych wątków ostatnio opublikowanych moich wierszy i esejów, wszak miejsce przeobraża się wraz ze mną, także to legendarne, gdy opis czerpię z opowieści, dopełniając obraz własnym doświadczeniem i wyobraźnią.

J.Cz.: Tomik „Przed pamięcią” (Ars Nova 2000) jest wyrazem poetyckiego spojrzenia na miejsca, które Pani odwiedziła. Każda podróż wzbogaca nas o nowe doświadczenia i poszerza naszą perspektywę. W związku z tym chciałybyśmy zapytać, w jakim stopniu obcowanie z różnymi kulturami zbliżyło Panią do odpowiedzi na pytanie o sens własnego istnienia?

T.T.: Podróże do Tulln, Wiednia, Stuttgartu i Paryża wpłynęły przede wszystkim na język poetycki, jakim opisywałam swoje doznania, przeczucia i fakty, stał się bardziej pojemny na niewiadome, zyskał oddech i przestrzeń, dłuższą frazę. Więcej obcowałam z kulturą Polaków na emigracji niż z kulturą Francuzów czy Niemców. Szczególnie spotkania z polskimi rzeźbiarzami mieszkającymi w Paryżu: Michałem Milbergerem i Pawłem Joczem przyniosły mi wiele estetycznych poruszeń i radości, być może dlatego, że tam zostałam zaakceptowana i jako autorka, i jako osoba poszukująca. Z kolejnych spotkań artystów przy rue Surcouf w redakcji ks. Marka Wittbrota („Nasza Rodzina”, Recogito”) powstawały notatki, które przeobraziły się później w cykl poetycki „W pamięci, w odbiciu”. Odpowiadając jeszcze Natalii na pierwsze pytanie, mogłabym dodać, że kiedy patrzę w lustro, widzę tam także twarz bliskiego człowieka, dzięki któremu mam szansę być właśnie taka, jaka jestem: w drodze ku wyobrażonemu. Najtrudniejsza wydaje mi się jednak wewnętrzna zgoda na własną przemianę, przyzwyczajamy się bowiem do siebie takich, jacy jesteśmy – i dopiero w uważnym i czułym spojrzeniu innego mamy szansę na odrobinę prawdy o sobie. Z każdej wyprawy powracałam do Poznania z wątpliwościami – jak w poincie „Chwili we wrześniu”: szczęście to podróż / – czy nieszczęście – / jeżeli nadzieję utrwala…

N.W.: W wierszu „Wołaliśmy: Panie!” można przeczytać: I nie wiedzieliśmy nic, / co by tłumaczyło nasze istnienie. / Dlatego krzyczeliśmy: Panie! / Abyś nas usłyszał / i zabrał z podmokłych dolin / na słoneczne wzgórza. Czy odwoływanie się w poezji do Boga (formułowanie pytań skierowanych bezpośrednio do Niego) może być drogą do zdefiniowania istoty ludzkiego bytu?

T.T.: Nie ma chyba dróg niemożliwych, tylko te do odkrycia, a jeśli są zakazane, to odwagą i powinnością autora jest pytać o powody zakazów. Jeśli nie znajduję teraz odpowiedzi na nurtujące mnie pytania, to wcale nie znaczy, że taka odpowiedź nie istnieje albo jest niemożliwa. Istotą ludzkiego bytu jest poszukiwanie prawdy o Początku i Końcu; rama i pointa wyznaczają cel, niedogodności egzystencjalne są mniej ważne. Ku Nieskończonemu wiodą różne drogi, poetycka jest jedną z nich. W najnowszym tryptyku duchowym przywołuję Rilkego, snując rozważania o poczuciu siebie: Jestem znakiem przypływu, nadzieją przemiany, powrotem / do początku. Słowem, którego w pełni nie objaśniłeś. Moje „pretensje” metafizyczne mają więc różny charakter i czasem prowadzą ku miejscom dotąd nieznanym. Nie zamierzałam zmagać się o oryginalny język poetycki, pytałam tylko o swoją tożsamość, lecz ta praca w języku, jaką wykonałam w innym celu, okazała się owocna także w materii słowa, bo między innymi istotę ludzkiego bytu formułujemy słowami.

N.W.: W poszukiwaniu odpowiedzi na pytania egzystencjalne człowiek dużą wagę przywiązuje do tego, co już zostało powiedziane przez wieki. W jednym ze swoich wcześniejszych utworów stwierdza Pani: Jestem na planecie, gdzie tak rzadko pewność / spotyka się z przypadkiem, / a tylko Wielcy Nieobecni z reguły mają rację. Kim są Pani osobiści “Wielcy Nieobecni” – osoby, które wywarły wpływ na Pani poetycką drogę, były prekursorami poetyckich dokonań?

T.T.: Niepodważalnym autorytetem stała się dla mnie babcia Waleria Gołacka, matka mojej Mamy Zofii, od niej uczyłam się historii Polski przy rodzinnym stole. Babcia przeżyła z dziećmi 6 lat ciężkiej pracy w kołchozie w Północnym Kazachstanie, dokąd została wywieziona przez wojska radzieckie w transporcie 70 wagonów wraz z innymi polskimi rodzinami 13 kwietnia 1940 roku. Najbardziej zapamiętałam z tych opowiadań opis powrotu do ojczyzny późną wiosną 1946 roku – byli w łachmanach, schorowani, lecz nie odstąpili od wartości, które pomogły im przetrwać poniewierkę. Długie lata w biedzie budowali swoje miejsce w kraju odzyskanym jak ogród porośnięty ostami / który znów trzeba przejść boso. Babcia znała się na ludziach, umiała odróżnić cwanych polityków od uczciwych sąsiadów, obroniła się więc przed uczuciem nienawiści do krzywdzących, powtarzała – co później wprost zacytowałam w wierszu – nie mówię, że mam żal, / ale tak było. Często przywołuję też w pamięci rozmowy o życiu i sztuce z mistrzem wyobraźni Zbigniewem Bieńkowskim, który pytał o imię „w tym świecie niewysłowionej rzeczy pospolitej”. Bez spotkań w świdwińskim zamku w II połowie lat siedemdziesiątych na imprezach finałowych Ogólnopolskiego Konkursu Poetyckiego im. Jana Śpiewaka (z Anną Kamieńską, Adrianą Szymańską, Zbigniewem Bieńkowskim, Zbigniewem Krupowiesem) wiele późniejszych pytań postawiłabym inaczej. Nie rozmawiałam nigdy osobiście ze Zbigniewem Herbertem, ale jego wiersz „Przesłanie Pana Cogito” był skierowany jakby do mojej rodziny i utwierdził mnie w przekonaniu, że poprzez swoją postawę opisać świat jest najtrudniej. Choć wyuczone cytaty i style, cała zdobyta wiedza polonistyczna mogą pomóc w zmaganiu się o własny język poetycki, to ostatecznie liczy się odwaga zadawania pytań. Wątpiąc, idę; rozmawiając z duchami Mistrzów, szukam słowa, które mnie wypowie.

J.Cz.: W wymiarze ziemskim każde dzieło artystyczne czyni człowieka w jakimś stopniu nieśmiertelnym. Poezja jest jednym ze środków umożliwiających poecie przetrwanie w pamięci czytelników, a więc i przyszłych pokoleń. Czy świadomość, że pozostawi Pani po sobie namacalny ślad swojej obecności na Ziemi wpływa jakoś na postrzeganie przez Panią własnej twórczości? Pytam o to, ponieważ może właśnie w tej świadomości kryje się odpowiedź na pytanie o jednostkową tożsamość? To, co po mnie zostanie, określa to, kim byłam.

T.T.: Pamięć o pierwszym przewodniku, mistrzu, nauczycielu, domaganie się prawdy o naszej wspólnej rzeczywistości to znaki czasu, jakie zapisujemy. Odbijamy się w tym, jak opisujemy przeszłość. W wierszu poświęconym pamięci Zbigniewa Dominiaka – poety, założyciela „Tygla Kultury”, zmarłego w 2002 roku – starałam się odtworzyć przesłanie jego życia: Kto wyrusza po wiersz, / s i e b i e stawia na drodze. Dominiak wędrował śladami Adama Mickiewicza, ujawniając nędzę polskiej pamięci, a także polityczne wykorzystywanie miejsc dzieciństwa naszego narodowego wieszcza. Pytał o prawdę historii literatury i rangę autorytetów dla współczesnej inteligencji. Dogłębne doznanie przemijania prowadzi do metafizycznej zadumy nad własnym istnieniem, a dostrzeganie ulotności rzeczy tego świata domaga się szukania harmonii w spotęgowanym odczuwaniu chwili – na tej sprzeczności buduję opis ludzi, rzeczy i zdarzeń. Wiersz, jako akt poznawczy, określa więc to, kim jestem i jak patrzę, kogo i za co cenię (także w literaturze), a z czym się nie zgadzam, no i najważniejsze dla poezji – „jak” się nie zgadzam; co udało mi się dodać od siebie do tego, co już znane.

N.W.: W ostatnim pytaniu chciałabym nawiązać do pytania pierwszego. W wierszu “Znów przyśnił mi się Budapeszt” napisała Pani: Przed czterdziestką / świat pęka w szwach. / Co kiedyś było czystym świętem, / dziś / obowiązkiem się wydaje. Przemijanie stwarza człowiekowi możliwości obserwowania zmian fizycznych i psychicznych, które w nim zachodzą. Nie jest to z pewnością łatwe, pozwala jednak na spojrzenie na siebie z przeszłości z zachowaniem zdrowego dystansu. W innym wierszu pt. “Wątpiąc, idę” sugeruje Pani, że do pewnego stopnia pogodziła się Pani z upływającym czasem: Czasie, / który tkwisz nade mną – / nie boję się ciebie. W związku z tym – jak postrzega swoje odbicie w lustrze poetka dwudziestoletnia, a jak – pięćdziesięcioletnia?

T.T.: Zdanie, które przypomniałaś, mówi właśnie o tym, że poezja, w ogóle wszelka sztuka, przywraca nam nas – odmienionych. Zmaganie się z czasem jest nie tyle troską o zachowanie urody ciała, co m. ocy ducha. Moje portrety, które narysowali przed laty zaprzyjaźnieni graficy (Tadeusz Badowski, Paweł Jocz, Jerzy Kopeć, Franciszek Starowieyski,) były po prostu różnym spojrzeniem na przemijanie albo próbą ujęcia emocji chwili za pomocą kreski, pytaniem: kim jestem teraz? Jako młoda autorka nie wiedziałam, na co mnie stać i miałam skromne plany, przede wszystkim upowszechniałam twórczość innych poetów (zwróćcie uwagę, jak wiele jest w moich wierszach dialogów z innymi autorami, spotkań i powrotów do dawnych literackich znajomości, np. z Ryszardem Krynickim czy Andrzejem Ogrodowczykiem); ostatnio przychodzą nowe wyzwania i propozycje, realizacje projektów literacko-edukacyjnych. Widzę w lustrze, że moja odwaga nabrała wartości, twarz stała się wyrazistsza. Jestem rozpoznawalna – i to mnie cieszy, bo akceptacja czytelników, a także piszących przyjaciół jest nie do przecenienia. Dziękuję za miłą rozmowę, za temat przemijania, który jest moim ulubionym, a jednocześnie najtrudniejszym. Nowy zbiór wierszy, który zamierzam przygotować do druku, będzie nosił tytuł „Elegia powrotna”. Od pewnych tematów i ludzi nie sposób się uwolnić, bo przestalibyśmy być sobą.


Rozmowę przeprowadziły:


Natalia Wójciak i Julia Czerniuk

Poznań, 15 czerwca 2007

_________________________________________________________________
Julia Czerniuk i Natalia Wójciak obecnie są już absolwentkami filologii polskiej UAM;
swoją pracę przygotowały pod kier. prof. Przemysława Czaplińskiego.